Index Foster Alan Dean Tran ky ky 03 Czas na potop Chalker Jack L Swiaty Rombu 03 Charon Smok u wrot Foster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupy Największa Tajemnica Ludzkoci (tom I) cz. 03 J.R.R. Tolkien 03 The Return Of The King rozdzial 12 (116) 26 eze (4) text0105 4 5 6 23 (93) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Był wysoki - nawet bez rogatego hełmu mierzył nieomal siedemstóp wzrostu - i włochaty jak niedźwiedź.Skudlone, jasne włosy spadały mu naramiona, a obwisłe wąsy ginęły w falach spływającej na pierś brody.Jegoodzienie, składające się z grubo tkanego kaftana i spodni trzymało się dziękiróżnym rodzajom grubych, skórzanych rzemieni i wydzielało intensywną woń ryby,zastarzałego potu i dziegciu.W zestawieniu z tym wszystkim ciężkie złotebransolety, które nosił na rękach wydawały się nieco nie na miejscu.Jasnoniebieskie, nieomal przezroczyste oczy patrzyły spode łba na obecnych.Byłsponiewierany i skuty łańcuchem, ale najwyraźniej nieuszkodzony.Stał z wysokopodniesionym czołem i dumnie wypiętą piersią. - Witaj, w Hollywood - powitał go L.M.- Proszę usiąść, daj mudrinka Barney, i czuć się jak u siebie w domu: Pańskie imię, o ile dobrzedosłyszałem.? - On nie mówi po angielsku, panie L.M. L.M.Greenspanowi zrzedła mina. - Nie powiem, żebym to pochwalał, Barney.Nie lubie rozmawiaćprzez tłumacza.Za wolno i nie można na tym polegać.No dobra - Lynn, niechpan robi swoje.Proszę go zapytać o nazwisko. Jens Lynn mamrotał coś do siebie przez chwilę, odmieniając wpamięci podstawowe formy jakiegoś staronorweskiego czasownika, po czymprzemówił: - Hvat heitir maorinn? (Jak się nazywasz?) Wiking mruknął coś pod nosem i zignorował pytanie. - W czym problem? - niecierpliwił się L.M.- Mam ! - nadzieje,że potrafi pan szwargotać tym narzeczem? Czy on pana rozumie? - Musi pan uzbroić się w cierpliwość, sir.Staronorweski już odprawie tysiąca lat jest językiem martwym i znamy go jedynie z przekazówpisanych.Współcześnie najbardziej zbliżony do niego jest islandzki, dlategoużywam wymowy i intonacji islandzkiej. - Dobra, dobra.Nie potrzebuje wykładów.Postarajcie się gozrelaksować, naoliwcie kilkoma drinkami i zasuwamy. Tex popchnął fotel, podcinając od tyłu kolana Wikinga, tak żeten usiadł, patrząc wzrokiem pełnym nienawiści.Barney wydobył butelkę , JackaDanielsa" z ukrytego pod kopią Rembrandta barku w ścianie i napełnił słusznychrozmiarów szklankę do polowy.Lecz kiedy wyciągnął ją w stronę gościa, tenwykręcił głowę na bok i zagrzechotał krepującymi mu nadgarstki łańcuchami. - Etir! (trucizna) - warknął. - Myśli, że próbujemy go otruć - powiedział Lynn. - Łatwo się z tym uporać - odparł Barney, po czym podniósłszklankę i pociągnął z niej solidny łyk.Tym razem Wiking pozwolił przytknąćsobie naczynie do ust i zaczął pić.Stopniowo jego oczy stawały się corazszersze i szersze, aż wysączył zawartość do ostatniej kropli. - Ooinn ok Fitarligg! (Odyn i Frigg) - ryknął uszczęśliwiony istrząsnął łzy, które napłynęły mu do oczu. - Powinno mu smakować - kosztuje 7.25 za butelkę w hurcie.Mogęsię założyć, że tam skąd przybywa, nie mają takiego towaru.Zapytaj go panjeszcze raz o imię. Wiking aż zmarszczył się z napięcia, przysłuchując się z uwagąpowtarzanemu na wiele sposobów pytaniu i skoro tylko je zrozumiał, odpowiedziałochoczo: - Ottar - i spojrzał przeciągle na butelkę. - Nareszcie gdzieś jesteśmy - stwierdził L.M.Rzucił okiem nastojący na biurku zegar.- Zbliża się czwarta rano i chciałbym ustalić kilkarzeczy.Zapytaj pan tego Ottara o kurs - jaką oni tam mają walutę, Lynn? - Prowadzą głównie handel wymienny, ale mamy pewne wzmianki osrebrnej grzywnie. - To właśnie chcemy wiedzieć.Ile tych grzywien wychodzi nadolara i niech mu pan powie, żeby nie podawał żadnych idiotycznych kursówoficjalnych.Interesuje mnie wolnorynkowa stopa wymiany.W razie czego, jeślibędę musiał, kupie te grzywny w Tangerze. Ottar zawył, wyskoczył z fotela, wpychając przy tym Barneya wrząd roślin doniczkowych i schwycił butelkę z resztą burbona.Przytykał jąwłaśnie do ust, gdy Tex zdzielił go pałką w głowę.Wiking osunął się bez czuciana podłogę. - Co to znaczy! - wrzasnął L.M.- Morderstwo w moim własnymgabinecie! Szaleńców mam po uszy w moim zrzeszeniu.Zabierzcie tego typa tamskąd przyszedł i znajdźcie mi kogoś, kto mówi po angielsku.Następnym razem niemam ochoty na żadnych tłumaczy. - Ale żaden z nich nie mówi po angielsku - zauważył wściekleBarney wydobywając z rękawa resztki kaktusa. - To nauczcie jakiegoś, ale nie takiego wariata.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||