Index Foster Alan Dean Tran ky ky 03 Czas na potop Chalker Jack L Swiaty Rombu 03 Charon Smok u wrot Foster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupy Największa Tajemnica Ludzkoci (tom I) cz. 03 J.R.R. Tolkien 03 The Return Of The King 035 15 Fenomen kosmosu ZALOZLYZ.TXT abc.com.pl 7 10 (173) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie wiedziałem przedtem, żechmury śniegowe składają się z drobniutkich kryształków lodu, które późniejrosną i zamieniają się w gotowe śnieżynki. Zaprosiłem Alberta na Święto Pierwszego Śniegu za zgodąMary i Romera.Gdy zjawiłem się przy pomniku Krowy, Albert już siedział na jegostopniach i coś liczył. - Nasi przyjaciele spóźniają się - powiedział do mnie iznów pogrążył się w obliczeniach. Usiadłem obok niego.To miejsce przed Panteonem jestulubionym miejscem spotkań.Z niskiego cokołu wykonanego z czerwonej granitowejbryły wpatrywał się we mnie wypukłymi oczyma posąg rogatej krowy.Po raz chybatysięczny przeczytałem napis, który nie wiadomo dlaczego zawsze mnie rozczula:"Swojej karmicielce wdzięczna ludzkość".Nikt już od dawna nie pije krowiegomleka, ale człowiek nie zapomina o swej przeszłości. Nad kamienną czerwono-czarną krową niespiesznie przesuwałysię chmury, zwykłe jeszcze, nie świąteczne.Kasztanowce i klony stały obnażone,jedynie wysokie piramidalne dęby nie chciały rozstać się z porudziałymlistowiem.Ochłodziło się i na kałużach zaczęły się tworzyć skorupki lodu. Na placu wylądowała awionetka Romera.Kabina pojazdu byłazastawiona pakunkami i zawiniątkami.Paweł pomachał nam ręką. - Mary jeszcze nie ma? To nic, zaraz ją sprowadzę. Tymczasem wylądowało jeszcze kilka awionetek z przyjaciółmiRomera.Pawła ciągle nie było.Wreszcie ukazała się jego awionetka poprzedzającapojazd Mary. Mary, nie patrząc na mnie, powiedziała gniewnie: - Niespełnia pan obietnic, Eli.Jeśli się przyjęło zaproszenie, należałoby wstąpić pomnie. - Sądziłem, że zrobi to Paweł i okazało się, iż miałemrację. Tak mnie zmroziła swoim zachowaniem, że zaczynałem się jużzastanawiać, czy aby nie zrezygnować z wycieczki.Gdyby nie Albert, zrobiłbym tona pewno. Polecieliśmy na północ.Romero kierował się ku łukowirzeki, która tworzyła w tym miejscu zarośnięty drzewami półwysep.Wylądowaliśmyna polance. - Zaczynajmy! - powiedział Romero.- Śnieg zacznie padać oszesnastej, czyli za cztery godziny.Zużyjemy ten czas na rozpalenie ogniska iprzygotowanie posiłku.Dziś wielu z was prawdopodobnie po raz pierwszy w życiuskosztuje jadła i napojów, których nie sporządziły automaty. Niepraktyczny zwykle Romero energicznie komenderowałuczestnikami wycieczki.Ja wraz z Albertem zbierałem chrust, inni mężczyźnioczyszczali miejsce pod ognisko, a kobiety rozpakowywały zawiniątka i wydobywałyz nich niezwykłe nakrycia - porcelanowe talerze, metalowe noże i widelce,kryształowe kieliszki i obrusy z dziwnej tkaniny. - Gdzie pan zdobył takie starocie, Pawle? - zapytałem. - W muzeum. - Mam nadzieję, że pokarm nie pochodzi z muzeum? Niemiałbym ochoty jeść kotletów przygotowanych pięćset lat temu! - Proszę się nie obawiać.Z muzeum pochodzą jedynie wina,choć i one nie liczą Sobie pięciuset lat.Przodkowie uważali, że wino imstarsze, tym lepsze.Sprawdzimy, czy mieli rację.Poza tym poczęstuję wasszaszłykiem z prawdziwego jagnięcia, które jeszcze wczoraj biegało po muzealnymparku!. Za kwadrans czwarta Romero rozdał kieliszki i zacząłotwierać butelki.Korki skamieniały i zassały się w szyjkach tak, że trzeba jebyło po prostu utrącać.Wino wydzielało silny aromat na poły przyjemny, na połyodpychający. Opiekunka przekazała każdemu uroczyste bicie zegara.Przysłuchując mu się w milczeniu, podnieśliśmy na sygnał Romera kielichy dogóry. - Zima idzie, przyjaciele! Za dobrą zimę! Zaczął padać gęsty śnieg.Wypiliśmy wino.Nie mogępowiedzieć, aby mi smakowało [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||