Index abc.com.pl 9 Strelau Jan, redaktor naukowy Podręcznik akademicki Podstawy psychologii pe7 max freedom long autosugestia Piekło dobrej magii Brown Dan Kod Leonarda Da Vinci Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda abc.com.pl 7 141 01 (10) 24 (89) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .— Nazywam siê Ki — powiedzia³ pó³g³osem, pochylaj¹c g³owê.— Zak³adasz kaftan na lew¹ stronê, st¹d pewne k³opoty.Pozwól, ¿e ci us³u¿ê.Zrêczny Ki dokona³ cudu.Oto sta³em przed wielkim zwierciad³em, ubrany od stóp do g³Ã³w w aksamity, at³asy, w zamsze i koronki.Zestawienie kolorów oryginalne, fiolet, b³êkit i zieleñ.— Odpowiednie do wieku — stwierdzi³ Ki, a zauwa¿ywszy mój grymas, szybko siê poprawi³: — dla œredniego wieku, co mówiê, dla dojrza³ego wieku.Proszê wybaczyæ, niewiele wiem o ludziach.— Rzeczywiœcie, niewiele wiesz o ludziach.Przekroczy³em dawno dojrza³y wiek, ale daleko jeszcze do staroœci.— O, daleko, daleko.201— NieŸle w³adasz ludzkim jêzykiem.— Efer nauczy³.— Dobry nauczyciel.— Nie ma lepszego — zapewni³ Ki.— A gdybyœ siê nie nauczy³?— Czekaj¹ na nas.Ki otworzy³ drzwi, zobaczy³em s¹siedni¹ komnatê i sylwetki moich przyjació³: Tytusa w œnie¿nobia³ym stroju, Laurina w d³ugiej, b³êkitnej szacie, Akona w czarnej sukni i Terezê w ró¿owej kryno-linie.Maskarada, pomyœla³em, a Efer poœpieszy³ natychmiast z odpowiedzi¹:— Konieczna maskarada.Mieszkañcy mego kraju nie s¹ przygotowani na powitanie goœci z innego œwiata, a te stroje u³atwi¹ poruszanie siê po mieœcie i okolicach.— Niektórych jednak wtajemniczono — rzek³ Laurin.— Kilku zaufanych — odpar³ Efer — to moi asystenci, wprowadzi³em pewne poprawki do ich umys³Ã³w.S¹ inteligentni, pos³uszni i dyskretni.Przejdziemy teraz g³Ã³wn¹ alej¹ na stadiori, gdzie zobaczycie gry i zabawy.Mieszkañcy tego miasta lubi¹ siê bawiæ i niemal codziennie uczestnicz¹ w imprezach, które sarni organizuj¹.Istnieje rywalizacja w tej dziedzinie.Autorzy najoryginalniejszych i najbardziej dowcipnych pomys³Ã³w otrzymuj¹ nagrody.Z ulic przecinaj¹cych alejê p³yn¹³ barwny t³um istot w p³aszczach z lazurowego aksamitu, w kurtkach z fioletowego sukna, w zielonych pelerynach z jedwabiu, w pomarañczowo-ró¿owych szatach.Niektóre przyozdobione srebrnymi dzwonkami, dŸwiêcz¹cymi przy ka¿dym ruchu.T³um rozstepo-202wa³ si¹ przed Eferem, goœci z innego kraju pozdrawiano uœmiechami.— Piêkne miasto, piêkny spacer i piêkne istoty— mówi³ Tytus.— Chcia³oby siê powiedzieæ: piêkni ludzie, ale chocia¿ bardzo s¹ podobni do ludzi, jest to podobieñstwo pozorne i chwilowe, bo im d³u¿ej przygl¹dam siê tym istotom, tym wiêcej dostrzegam ró¿nic.— Ró¿nic? — zainteresowa³ siê Ki.— Jakich ró¿nic?— No, na przyk³ad sposób chodzenia — odpar³ Tytus.— Z trudem odrywaj¹ stopy od kamiennych p³yt alei, jak gdyby dŸwigali na ramionach olbrzymi ciê¿ar.— Sporo wa¿¹ — t³umaczy³ Ki — o wiele wiêcej od ludzi.S³usznie powiedzia³eœ, ¿e to pozorne podobieñstwo, zewnêtrzny kszta³t zbli¿ony, struktura odmienna.Jakie jeszcze dostrzeg³eœ ró¿nice?— Rêce, d³onie, palce w bezustannym ruchu.Ludzie równie¿ gestykuluj¹, lecz z umiarem.Œmiej¹ siê g³oœno i czêsto, nagle milkn¹, pogr¹¿aj¹c siê w smutnej zadumie.— Pod wieloma wzglêdami ustêpuj¹ ludziom —• powiedzia³ Efer.— Ta cywilizacja stawia pierwsze kroki.— Uczymy siê chodziæ — rzek³ Ki.— Nie wiem, czy kiedykolwiek zdo³amy osi¹gn¹æ wasz¹ doskona³oœæ.— Daleko nam do doskona³oœci — odezwa³ siê Laurin.— Nie jesteœmy doskonali.— Pozostawcie ocenê innym — powiedzia³ Efer.— Przede wszystkim tym, którzy wiele widzieli i mog¹ porównywaæ.Weszliœmy na stadion, do honorowej lo¿y.Stu-203tysi¹czny t³um powsta³, Efer skin¹³ g³ow¹ i wszyscy usiedli, wracaj¹c do przerwanych pogawêdek.— Obserwuj¹ nie znanych goœci — stwierdzi³a Tereza — lecz czyni¹ to dyskretnie.— Dobra szko³a, staranne wychowanie — oœwiadczy³ filozof Akon.— Ki, który nale¿y do grona moich najbli¿szych wspó³pracowników — mówi³ Efer — zadaje sobie wiele trudu, by przygotowaæ te istoty do ¿ycia.— Jesteœ pedagogiem? — zapyta³ Akon.— W pewnym sensie — odpar³ Ki.Nie dowiedzieliœmy siê w jakim sensie, bo przy dŸwiêkach tr¹b wjecha³ na owaln¹ arenê herold w fantastycznie kolorowym stroju i oznajmi³, ¿e pora przerwaæ rozmowy i powitaæ artystów Pierwszej Zabawy.T³um zareagowa³ œmiechem, herold pozdrowi³ Efera i odszed³, wlok¹c za sob¹ tren ¿Ã³³to--b³êkitnej peleryny.Nigdy w ¿yciu nie ogl¹da³em podobnych pokazów.Na samym œrodku murawy ustawiono wysoki, oœmioramienny wiatrak.Gdy skrzyd³a poczê³y siê obracaæ, z bramy wypadli jeŸdŸcy na bia³ych koniach.Stoj¹c w siod³ach, galopowali dooko³a areny, nastêpnie kolejno szar¿owali na wiatrak.Kopia zakoñczona kul¹ uderza³a w skrzyd³o, jeŸdziec wylatywa³ w powietrze i albo l¹dowa³ na miêkkiej murawie, wywo³uj¹c salwê œmiechu, albo uczepiwszy siê skrzyd³a, demonstrowa³ karko³omny skok na siod³o konia, oczekuj¹cego spokojnie powrotu swego pana.Ekwilibrystyczne wyczyny wzbudza³y entuzjazm widowni.— Reaguj¹ jak dzieci — rzek³ Laurin.— S³usznie — zgodzi³ siê Efer — s¹ rzeczywiœcie bardzo dziecinni.— Kszta³towanie mentalnoœci tych istot — prze-204mówi³ Ki — nie nale¿y do naj³atwiejszych zadañ.Dalsze s³owa zag³uszy³ œmiech Stu tysiêcy rozbawionych istot.Oœmiu jeŸdŸców wirowa³o na skrzyd³ach wiatraka, wokó³ którego galopowa³y konie.W pewnym momencie rozleg³ siê gwizd i akrobaci jednoczeœnie zeskoczyli na siod³a.— W powietrzu s¹ l¿ejsi — poinformowa³ Ki.— Dlatego tak chêtnie uprawiaj¹ akrobatykê.Ciê¿ar zwiêksza siê po zetkniêciu z powierzchni¹ planety.Nie by³o czasu na wymianê zdañ, bo na arenê wbieg³a nastêpna grupa artystów.— Bêd¹ uk³adaæ cztery wielkie mozaiki — powiedzia³ Efer.— Kto szybciej to uczyni, otrzyma nagrodê.— Program gier i zabaw — mówi³ Ki — przewiduje ustawienie zamków naturalnej wielkoœci ze specjalnych klocków, ewolucje akrobatyczne pod balonem nape³nionym ciep³ym powietrzem, wystêpy weso³ków fikaj¹cych koz³y, grê stu wirtuozów na jednym instrumencie.Pokazy zakoñcz¹ siê póŸnym wieczorem.— Interesuj¹ce widowisko — powiedzia³a Tere-za — a ty ca³y czas przypatrujesz siê kosmonautom, obserwowa³eœ nasze reakcje i do jakiego doszed³eœ wniosku?— ¯e reprezentujecie podziwu godn¹ cywilizacjê.— Proponujê zmianê tematu — rzek³ Tytus.— A ja zmianê miejsca i czasu — powiedzia³ z uœmiechem Efer.Znikn¹³ stadion, przygas³o s³oñce, ucich³y wszelkie odg³osy.Przeskoczyliœmy dwa, trzy stopnie, a mo¿e wiêcej, bo nikt przecie¿ nie liczy³, zabrak³o nagle ogniw poœrednich, wi¹¿¹cych nasze doznania w logiczn¹ ca³oœæ.Przywykliœmy na Ziemi, ¿e cz³o-205wiek, zanim wejdzie do domu, otwiera drzwi; ¿e cz³owiek, zanim odczuje rozkosz, bêdzie wspó³autorem prologu, uczestnicz¹c w grze mi³osnej; ¿e cz³owiek, zanim zbuduje wysok¹ wie¿ê, rozpocznie swoje dzie³o od fundamentów, a potem kolejno piêtro po piêtrze, a¿ do samego wierzcho³ka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||