Index
Foster Alan Dean Tran ky ky 02 Misja do Moulokinu
Miller Steve Lee Sharon Wszechswiat Liaden 02 Agent
Chalker Jack L Swiaty Rombu 02 Cerber Wilk w owczarni
Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
Największa Tajemnica Ludzkoœci (tom I) cz. 02
J.R.R. Tolkien 02 The Two Towers
czesc 02 rozdzial 03 (3)
30 (148)
language.operators
10XX (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typer24.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nie licząc żółtodziobów, mieliśmy najmniejszą wypadkowośćw sekcji.   - Gotowi - powiedziała Banny, przerywając te rozmyślania.Podeszłam do mojego fotela i dałam się przypiąć.Później Banny wróciła dokonsoli i wszyscy oprócz mnie połknęli pigułki.   - Jedziemy - powiedziałam i pochłonął mnie ocean.   Prąd był dobry i wartki, płynęłam naprzód jak grot pchanywysiłkiem Banny i całego zespołu.I jak zawsze, ledwie zdawałam sobie z tegosprawę.Podróż tak wciąga, że wydaje ci się, iż wszystko robisz samemu.   Przejście skończyło się dość szybko; znalazłam się w oknie.Ogniskowa nie była trudna do zauważenia - najjaśniejsze miejsce wśród fal.Trzecie piętro muzeum, zwykła drewniana podłoga zastawiona gablotami z wyrobamiindiańskimi, oblane światłem księżyca wpadającym przez okna.Brian czekał.Trzymał mewę w obu dłoniach, jakby się bał, że ją upuści.Oczywiście nie mógłmnie widzieć.Niech to szlag, Brian.Spojrzałam na swoją prawą rękę, w którejtrzymałam idealną kopię mewy.Położyłam ją na tej zwykłej, drewnianej podłodze,cofnęłam się i powiedziałam do Banny:   - Teraz!   Mój zespół z całej siły pchnął ścianę czasu.Mewa z wolnastraciła swój rzeczywisty wygląd; przybrała martwą, sztuczną barwę, jakatowarzyszy falom.W tej samej chwili oczy Briana rozszerzyły się.Jednak zarazjakby odzyskał świadomość, uklęknął i podniósłszy moją mewę, zastąpił ją swoją.Zespół rzucił się na nią błyskawicznie, jak stado wilków.Mewa stawała się corazbardziej realna, aż w końcu znalazła się w mojej dłoni.   - Zrobione - powiedziałam do siebie, bo mój zespół już otym wiedział.   Z lekkim ociąganiem pozwoliłam falom unieść się z powrotem.Obraz stojącego samotnie w muzeum Briana stawał się coraz mniej realny, jakbympatrzyła na niego przez dno szklanki.   Pierwsza, jak zwykle, podeszła do mnie Banny.   - Nie chcę teraz rozmawiać - powiedziałam ze znużeniem.-Zaczekaj, aż się wyrzygam.P>   Kiedy mi przeszło, powiedziałam: -Chcę zobaczyć zapis.   Banny odsunęła się robiąc mi miejsce przy konsoli.Obejrzałam transfer, tak jak został zarejestrowany (i jak widział go Brian);materializację fałszywej rzeźby i zniknięcie prawdziwej.Patrzyłam na niego, jakpodnosi falsyfikat i niesie go poza ogniskową, w mniej wyraźne obszary muzeum.Zaniósł go po schodach i otworzył gablotę, z której wyjął prawdziwą mewę;właśnie wkładał imitację do środka, gdy na ekranie pojawiła się jakaś postać.Człowiek w mundurze wyciągnął rękę i dotknął ramienia Briana, wyraźnie o cośpytając.Poczułam mdłości, chociaż wiedziałam, że to nie ma żadnego znaczenia.Jego rychła śmierć wszystko upraszczała.Mimo to ciekawe, co mógł powiedzieć.Zpewnością wyjmowanie z gablot eksponatów w środku nocy nie leżało w jegozwyczaju.   Powiedział coś, zupełnie spokojnie i naturalnie.Strażnikskinął głową.Pomógł Brianowi zamknąć gablotę z mewą.Rozmawiali przez chwilę,strażnik poczęstował go papierosem, Brian odmówił i rozeszli się.Stwierdziłam,że wstrzymuję oddech.Odwróciłam się do Banny, która zaglądała mi przez ramię.   - Grzeczny chłopiec - powiedziałam trochę drżącym głosem.-Był naprawdę dobry, nie uważasz?   - Cholernie dobry - powiedziała Banny i w tonie, z jakim topowiedziała, usłyszałam wiktoriańskie echa; jakby dżentelmen z wielkimi, rudymiwąsami gratulował swojemu kompanowi dobrej karty.   Wyłączyłam konsolę.   - Gdzie ptak?   - W drodze do Marka.Wysłałam go przez Narsesa, zaraz potym, jak go sprowadziłaś.   - Dobrze.Zdaje się, że mu na tym zależało; może da namwszystkim punkty Zasługi.   Banny wydała nosowy dźwięk sugerujący, że nie zrobiło to naniej wielkiego wrażenia.Po namyśle dodała:   - Ciekawe, ile punktów Zasługi ma Mark.   Według mnie nie warto się nad tym zastanawiać, tak samo jaknad jego obywatelstwem.Jedyne, czego można było mieć pewność, to to, że brałantygeriatrynę, a i to tylko dlatego, że fakty mówiły same za siebie.Gdyby niebył na antygeriatrynie, musiałby nie być człowiekiem; a chorował jak człowiek.   - Żyje w kręgu zewnętrznym - ciągnęła Banny.- Słyszałam,że ma o b y w a t e 1 i za służących.Czy wszyscy kierownicy sekcji żyją tak jakon? To musi kosztować dziesięciokrotnie więcej niż Uposażenie; nie wiem, jak onto robi.   Spojrzałam na nią, ale nic nie powiedziałam.Moi koledzySkoczkowie zawsze mówią takie rzeczy.Co z nimi jest?   Dla mnie zawsze było zupełnie oczywiste, jak on to robi.   Zespół był wygłodzony po operacji igdybym zatrzymała ich zbyt długo, musieliby wybierać, czy najpierw jeść, czyspać.Puściłam ich do Chana i China, wszystkich oprócz Banny; powiedziałam jej,że jest jeszcze parę szczegółów, które musimy dograć.Kiedy zostałyśmy same,powiedziałam jej, co Angelo i ja zamierzamy zrobić.   - Nie musisz się do tego mieszać, Ban.Zawsze istniejemożliwość, że się nie uda.   - Nie bądź głupia.Czy jest coś, co mogę zrobić, czy tylko"trwać w pogotowiu"?   Uśmiechnęłam się z ulgą.   - Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy - powiedziałam - będzieholo.   Minęło kilka godzin, zanim wreszcieposzłam spać; jeszcze nigdy nie pozostawałam tak długo na nogach po podróży.Pomyślałam, że robię to wszystko, by choć trochę uspokoić swoje sumienie.Wciążmyślałam o tym, co przeżywa Brian na równoległej fali czasu.Miał powody, abyoczekiwać, że kiedy przyniesie nam mewę, nastąpi coś wstrząsającego; pytał swojąwizję, czy będzie mógł się z nią spotkać w tym innym świecie, gdy to zrobi, i zpewnością nikt nie powiedział mu "nie".Cóż za nieoczekiwane rozczarowanie.Nie,powiedziałam sobie, użyjemy właściwego słowa; cóż za p o r z u c e n i e.Jegocierpienia na pewno nie będą trwały dłużej niż kilka godzin, jednak ta myślwcale nie poprawiła mi samopoczucia.W końcu pozwoliłam, by sen wessał mnie wciemność, niczym pędząca fala czasu.   Zazwyczaj po podróży śpię prawie dwanaście godzin, dłużej wwypadku transferu lub przejścia.Tym razem odkładałam sen, więc dlatego spałammocniej i trudniej mi się było obudzić.Wreszcie zdałam sobie sprawę, że mojasypialnia chce mi zaanonsować gościa oczekującego pod drzwiami.   - Kto tam? - spytałam zaspanym głosem.   Wpuściłam Angela, który przyniósł wody z łazienki ispryskał mi twarz.   - Obudź się, C.C.Nie mogę ci teraz dać środkastymulującego.   - Która godzina?   - Szósta.   - A więc mam jeszcze czas.Daj mi z pół godziny.-próbowałam opaść na łóżko.   - Nie masz ani chwili czasu.Progności mówią, że tracimyzbieżność z falą czasową Briana.Jeżeli chcesz to zrobić, musisz to zrobićzaraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.