Index
Masterton Graham Manitou
Zaklęci
Cook Glen Pazdziernikowe dziecko
Bertin Joanne Ostatni Lord Smok
Dodziuk Anna Psychologia podręczna CzęÂść III Pokochać (6)
kolor (2)
abc.com.pl 7
Harrer Heinrich 7 lat w Tybecie
196 (5)
714 03 (4)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • vina.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .— To twój ch³opak? — spyta³ Harry, kucn¹wszy cicho przy ³Ã³¿ku Toby'ego.Dotkn¹³ zarumienionego policzka ch³opca, pog³adzi³ rozczochrane w³osy.Toby poruszy³ siê lekko, jego ma³a d³oñ rozwar³a siê nieco, lecz oddech pozosta³ równy i spokojny.— Problem w tym, ¿e to jest wojna — szepn¹³ Harry.— To nie sprawa z jednym z³ym facetem, który próbuje wyjœæ na swoje.To naród czerwonoskórych, który stara siê zemœciæ na narodzie bia³ych.Prawdziwa wojna.Wsta³ nie spuszczaj¹c z Toby'ego wzroku.— A we wszystkich wojnach najsmutniejsze jest to, ¿e najbardziej cierpi¹ niewinni ludzie.Neil by³ coraz bardziej zmêczony.— Mo¿e chcia³byœ siê trochê przespaæ? — zaproponowa³.— W du¿ym pokoju jest kanapa.Znajdê ci parê koców.— Chêtnie — zgodzi³ siê Harry.— Próbowa³eœ kiedyœ zdrzemn¹æ siê w samolocie, którym leci piêædziesiêciu piêciu rabinów? Ca³y czas gadali, jak to wybior¹ siê zobaczyæ Caro-line Doda.Czasem siê cieszê, ¿e moja matka by³a katoliczk¹.Neil podszed³ jeszcze do Susan, by sprawdziæ, czy jest jej wygodnie i ciep³o.Pochyli³ siê, przez chwilê s³ucha³ równego rytmu oddechu, nie próbowa³ jej jednak poca³owaæ ani nawet dotkn¹æ.Czu³ siê tak, jakby j¹ zawiód³, jakby nie potrafi³ jej nale¿ycie chroniæ.Zdawa³o siê, ¿e jedynym sposobem odpokutowania tej winy jest zniszczenie Misquamacusa, a tym samym uwolnienie w³asnego domu i rodziny od straszliwej kl¹twy, która na nich spad³a.Harry czeka³ na niego przy drzwiach; ciemna sylwetka, wyraŸnie widoczna w padaj¹cym z korytarza œwietle.— Nic ci nie jest? — zapyta³.— Wygl¹da na to, ¿e tobie te¿ przyda³oby siê trochê snu.— Szczerze mówi¹c — Neil raz jeszcze obrzuci³ sypialniê uwa¿nym spojrzeniem — czujê siê wykoñczony.135Zamyka³ ju¿ drzwi, gdy nagle Toby poruszy³ siê w ³Ã³¿ku.Jêkn¹³ coœ i zdawa³o siê, ¿e walczy z w³asn¹ ko³dr¹.Harry obejrza³ siê, podnosz¹c pytaj¹co brwi.— Chyba wszystko w porz¹dku — wyjaœni³ Neil.— Odk¹d zaczê³y siê te koszmary, jest bardzo niespokojny.Harry burkn¹³ coœ nerwowo.Nie spuszcza³ oka ze œpi¹cego ch³opca, póki Neil nie zamkn¹³ za sob¹ drzwi.Byli ju¿ w po³owie korytarza, gdy poczuli jakiœ dziwny, zimny podmuch, jak gdyby pod dywanem przep³ynê³a lodowata morska fala.Dziadkowy zegar przesta³ tykaæ, a w powietrzu rozszed³ siê ostry zapach ozonu.— On wie, ¿e tu jestem — odezwa³ siê g³ucho Harry.— Sk¹d mo¿e wiedzieæ?— Wie i tyle.Na to w³aœnie czeka³.Neil spojrza³ na goœcia z niepokojem.— Mam tylko nadziejê, ¿e jesteœmy doœæ silni, by z nim walczyæ — powiedzia³ chrapliwie.— ¯e mamy doœæ si³y.W niedzielne popo³udnie, suche i ciep³e, gdy wiatr podnosi³ tumany kurzu i œmieci, Harry, Neil i Toby wyruszyli do Bodega, by odwiedziæ kolegów Toby'ego.Przez ca³y ranek ch³opiec by³ dziwnie cichy i blady, lecz nie protestowa³, gdy ojciec wsadzi³ go do starego pinto prosz¹c, by pokazywa³ drogê do domów przyjació³ ze szko³y.Dzisiaj by³ tylko Tobym, milcz¹cym wprawdzie i dziwnie roztargnionym, ale bez œladu wrogiej osobowoœci Mis¹uamacusa.Gdyby Neil nie wiedzia³, jakie s¹ powody jego zachowania, uzna³by, ¿e ch³opiec z³apa³ grypê.— Œpiewaj¹ca Ska³a stwierdzi³, ¿e to bardzo wa¿ne przyjrzeæ siê z bliska przeciwnikowi — oœwiadczy³ Harry rzucaj¹c przez okno wypalonego do po³owy papierosa.— Mówi³, ¿e powinniœmy poznaæ imiona, totemy, cokolwiek, co pomo¿e nam ustaliæ to¿samoœæ tych dwudziestu dwóch szamanów.Niektórzy z nich, nawet ci najs³awniejsi, mieli swoje s³abe punkty, które uda siê mo¿e wykorzystaæ.136i— I myœlisz, ¿e koledzy Toby'ego naprawdê zechc¹ nam coœ powiedzieæ?— Oczywiœcie, ¿e nie — pokrêci³ g³ow¹ Harry.— Ale musimy spróbowaæ.Jeœli uda siê nam odkryæ choæby jedno imiê, to ju¿ bêdzie sukces.— Tutaj — rzek³ bezbarwnym tonem Toby.— To dom Andy'ego Beavera.Zaparkowali przed ma³ym, drewnianym domkiem ze zbyt du¿¹ werand¹ i poroœniêtym rajgrasem podwórzem, po którym dumnie st¹pa³y kury.Henry Beaver, w d¿insach na szelkach, siedzia³ przed domem czytaj¹c „San Francisco Sunday Examiner", a Andy skaka³ po trawie z plastikowym pistoletem w rêku, udaj¹c trapera.Harry wysiad³ z samochodu i opar³ siê niedbale o dach.— Dzieñ dobry! — zawo³a³.Mê¿czyzna z³o¿y³ gazetê, upuœci³ j¹ na pod³ogê i splót³ ramiona na swym potê¿nym brzuchu.— Dzieñ dobry — odpowiedzia³.Neil wysiad³ tak¿e, bardziej ostro¿nie.— Czeœæ, Henry — odezwa³ siê z zak³opotanym uœmiechem.Henry Beaver nie uœmiechn¹³ siê w odpowiedzi.— Neil Fenner — stwierdzi³.— Ci¹gle gonisz duchy? Z³apa³eœ ju¿ jakiego?Harry zamkn¹³ drzwi forda, podszed³ do werandy i opar³ siê o porêcz, sk³adaj¹c brodê na skrzy¿owanych ramionach.Z wyrazem powagi na twarzy wpatrywa³ siê w gospodarza.Beaver, niepewny i zaniepokojony, spojrza³ na Neila oczekuj¹c jakiegoœ wyjaœnienia, lecz tamten zachowa³ milczenie.— Panie Beaver — zacz¹³ Harry.— Przylecia³em w nocy z Nowego Jorku, poniewa¿ dowiedzia³em siê o problemach, jakie ma pan Fenner w Bodega Bay.Henry Beaver zlustrowa³ go wzrokiem.— Nie jesteœ pan chyba z FBI? — chcia³ siê dowiedzieæ.Harry pokrêci³ g³ow¹.— Jestem badaczem zjawisk zwi¹zanych z widmami137i sprawami nadnaturalnymi.Okultyst¹, jeœli pan wie, o co mi chodzi.— Niezupe³nie — mrukn¹³ podejrzliwie Henry Bea-ver.— Czy to ma jakiœ zwi¹zek z badaniem oczu?— Myœli pan o okuliœcie, panie Beaver — wyjaœni³ Harry uk³adnym tonem sklepikarza.— Ale niewiele siê pan pomyli³.Badam niezwyk³e rzeczy, które ludzie widuj¹, i staram siê ustaliæ, czy s¹ prawdziwe.Rozumie pan?— Chcesz pan powiedzieæ: duchy i ró¿ne podobne g³upoty?— Tak, jeœli w ten sposób pan to ujmuje.Henry Beaver powoli pokrêci³ g³ow¹, podnosz¹c gazetê.— Przykro mi, ale nikt w okolicy nie widzia³ ¿adnych duchów.z wyj¹tkiem tego tu Fennera — skin¹³ w stronê Neila.— Prawda jest taka, ¿e w tym mieœcie nie wierzymy w takie bzdury.Nic wiêcej nie mam do powiedzenia.Harry nie da³ siê zbyæ tak ³atwo.Wszed³ po schodkach na werandê i przysiad³ na skraju ogrodowego krzes³a.— Panie Beaver — zacz¹³.— S¹dzê, ¿e zbyt pochopnie wypowiada pan swoje opinie.Ostatnio zdarzy³o siê sporo wiarygodnych przypadków ukazania siê duchów dzieciom w wieku szkolnym w ca³ej Kalifornii, szczególnie w tych okolicach.Bylibyœmy bardzo zainteresowani sprawozdaniami z pierwszej rêki.— Wy? — spyta³ Henry Beaver.Nadal nie wydawa³ siê przekonany.— Ludzie, dla których pracujê.Amerykañska Liga Badañ Okultystycznych.— I co?— Istnieje mo¿liwoœæ, ¿e pañski syn, Andy, widzia³ coœ, o czym panu nie powiedzia³.Móg³ zobaczyæ ducha lub jakiœ rodzaj widma i wola³ o tym nie mówiæ.Mo¿e siê ba³, ¿e bêdzie siê pan z niego naœmiewa³.A mo¿e zwyczajnie zapomnia³.— Andy? — zdziwi³ siê pan Beaver.By³ coraz mniej pewny siebie.138— Zgadza siê, Andy.A najprzyjemniejsz¹ cech¹ naszych badañ jest to, ¿e p³acimy sto dolarów za ka¿d¹ potwierdzon¹ obserwacjê.Harry wyj¹³ swój stary, skórzany portfel i wyci¹gn¹³ z niego dziesiêciodolarowy banknot, którym pomacha³ przed nosem rozmówcy.Neil odniós³ wra¿enie, ¿e by³y to jego ostatnie pieni¹dze.— Widzi pan ten papierek? — uœmiechn¹³ siê Harry [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.