Index
J K Rowling Prisoner of Azkaban
J K Rowling Sorcerer's Stone
Bertin Joanne Ostatni Lord Smok
Kratochvil Stanisław Psychoterapia Kierunki metody badania (3)
Lackey Mercedes Strzaly krolowej
Adam Smith An Inquiry Into The Nature And Causes Of The Wealth Of Nations
Books Dav
Zaburzenia psychosomatyczne w praktyce lekarskiej
K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia (2)
478 (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lenka007.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .— Ja? Naprawdê?A po chwili uœmiech powróci³ na jego twarz tak nagle, ¿e a¿ siê trochê zaniepokoili.— Przypuszczam, ¿e nauczy³em was wszystkiego, co wiecie, tak? No dobrze, ale co z tymi autografami? Powiedzmy.okr¹g³y tuzin, bêdziecie mogli rozdaæ je waszym wszystkim ma³ym przyjacio³om i nikt nie bêdzie poszkodowany!W tym momencie z drzwi na koñcu korytarza wychyli³a siê czyjaœ g³owa i rozleg³ siê g³os:— Gilderoy, niegrzeczny ch³opcze, gdzie ty znowu polaz³eœ?Uzdrowicielka o matczynym wygl¹dzie, z b³yszcz¹c¹ przepask¹ na w³osach, kroczy³a ku nim raŸnym krokiem, uœmiechaj¹c siê do Harry’ego i reszty.— Och, Gilderoy, masz goœci! Jak cudownie, i to w dzieñ Bo¿ego Narodzenia! Bo wiecie, moi drodzy, jego nikt nigdy nie odwiedza.Moje biedne jagni¹tko, nie mam pojêcia dlaczego, przecie¿ jest taki milusi, prawda?— Oni tu s¹ w sprawie autografów! — wyjaœni³ jej Gilderoy, znowu uœmiechaj¹c siê promiennie.— Za¿yczyli sobie ich mnóstwo, nie chc¹ s³yszeæ o odmowie! ¯eby tylko starczy³o fotografii!— Tylko go pos³uchajcie — ucieszy³a siê uzdrowicielka, bior¹c Lockharta pod ramiê i uœmiechaj¹c siê do niego pieszczotliwie, jakby by³ nad wiek rozwiniêtym dwulatkiem.— Parê lat temu to by³a bardzo znana osobistoœæ, mamy wielk¹ nadziejê, ¿e ta ochota do rozdawania autografów jest zapowiedzi¹ rych³ego powrotu jego pamiêci.To co, wejdziecie? Jest na oddziale zamkniêtym, musia³ siê wymkn¹æ, kiedy przynosi³am prezenty bo¿onarodzeniowe, zwykle drzwi s¹ zamkniête na klucz.Nie dlatego, ¿eby by³ niebezpieczny, o nie! Ale — œciszy³a g³os do szeptu — jest trochê niebezpieczny dla samego siebie, biedaczek.Bo on, rozumiecie, nie wie, kim jest, wyjdzie i potem nie mo¿e sobie przypomnieæ, jak wróciæ.Jak to mi³o, ¿e przyszliœcie go odwiedziæ.— Ee.— b¹kn¹³ Ron, wskazuj¹c nieco bez sensu na piêtro wy¿ej — w³aœciwie, to my.ee.tylko.Ale uzdrowicielka uœmiecha³a siê do nich wyczekuj¹co i kiedy Ron w koñcu mrukn¹³ cicho coœ w rodzaju: „chcieliœmy siê napiæ herbaty”, chyba to do niej nie dotar³o.Popatrzyli po sobie bezradnie i poszli korytarzem za Lockhartem i uzdrowicielk¹.— Nie siedŸmy tu d³ugo — powiedzia³ cicho Ron.Uzdrowicielka wycelowa³a ró¿d¿k¹ w drzwi oddzia³u Janusa Thickeya i mruknê³a: „Alohomora”.Drzwi otworzy³y siê i wesz³a pierwsza, trzymaj¹c mocno Gilderoya za ramiê, dopóki nie usadowi³a go w fotelu obok jego ³Ã³¿ka.— To oddzia³ pobytu d³ugoterminowego — wyjaœni³a przyciszonym g³osem Harry’emu, Ronowi, Hermionie i Ginny.— Dla pacjentów z trwa³ym urazem pozaklêciowym.Przy intensywnej terapii eliksirami i zaklêciami, no i przy odrobinie szczêœcia, mo¿emy oczywiœcie osi¹gn¹æ pewn¹ poprawê ich stanu.Gilderoyowi chyba powraca poczucie to¿samoœci, przynajmniej w pewnym stopniu, widzimy te¿ prawdziwe polepszenie w przypadku pana Bode, wyraŸnie odzyskuje mowê, chocia¿ mówi w jêzyku, którego jeszcze nie uda³o siê nam rozpoznaæ.No, ale muszê dokoñczyæ rozdawanie prezentów, zostawiê was z nim, ¿ebyœcie mogli sobie pogadaæ.Harry rozejrza³ siê.Trudno by³o nie dostrzec, ¿e ten oddzia³ jest sta³ym miejscem pobytu dla jego mieszkañców.Wokó³ ³Ã³¿ek by³o wiele osobistych akcentów: œciana u wezg³owia Gilderoya obwieszona by³a jego fotografiami, na których pokazywa³ w uœmiechu swe olœniewaj¹ce zêby i macha³ do przybyszów.Wiele z nich zadedykowa³ samemu sobie koœlawym, dzieciêcym pismem.Gdy tylko usiad³, przyci¹gn¹³ do siebie plik zdjêæ i zacz¹³ je gor¹czkowo podpisywaæ.— Mo¿esz je wk³adaæ do kopert — powiedzia³ do Ginny, rzucaj¹c jej na kolana podpisane fotografie.— Tak, moja droga, jeszcze o mnie nie zapomniano, wci¹¿ dostajê listy od fanów.Gladys Gudgeon pisze co tydzieñ.Chcia³bym tylko wiedzieæ dlaczego.— urwa³, zmarszczy³ czo³o, a potem znowu siê rozpromieni³ i powróci³ do sk³adania swego podpisu z jeszcze wiêkszym zapa³em.— Podejrzewam, ¿e chodzi o moj¹ ca³kiem jeszcze niez³¹ prezencjê.W ³Ã³¿ku naprzeciw le¿a³ ponury czarodziej o ziemistej twarzy, wpatruj¹c siê w sufit.Mamrota³ coœ do siebie i chyba nie zdawa³ sobie sprawy z tego, co siê dzieje wokó³ niego.Dwa ³Ã³¿ka dalej le¿a³a kobieta z twarz¹ ca³kowicie pokryt¹ futrem.Harry przypomnia³ sobie, ¿e coœ podobnego przydarzy³o siê w drugiej klasie Hermionie, choæ w jej przypadku nie by³a to, na szczêœcie, trwa³a zmiana.W koñcu sali sta³y dwa ³Ã³¿ka os³oniête kwiecistymi parawanami, by stworzyæ pacjentom i ich goœciom trochê prywatnoœci.— To dla ciebie, Agnes — zagadnê³a weso³o uzdrowicielka kobietê o poroœniêtej futrem twarzy, wrêczaj¹c jej kilka paczuszek.— Widzisz, nie zapomnieli o tobie, prawda? A twój syn przys³a³ przez sowê wiadomoœæ, ¿e wieczorem ciê odwiedzi, wiêc nie jest Ÿle, co?Agnes szczeknê³a g³oœno kilka razy.— A tobie, Broderick, przys³ano roœlinkê w doniczce i cudowny kalendarz z hipogryfami, na ka¿dy miesi¹c inny, pewnie ci siê trochê poprawi humor, co? — zaszczebiota³a uzdrowicielka do mamroc¹cego czarodzieja, stawiaj¹c na jego szafce doœæ brzydk¹ roœlinê z d³ugimi, ko³ysz¹cymi siê w¹sami i przymocowuj¹c ró¿d¿k¹ kalendarz do œciany.— I.och, pani Longbottom, ju¿ pani wychodzi?Harry szybko odwróci³ g³owê.Zza parawanu przy dwóch ³Ã³¿kach w koñcu sali wysz³y dwie osoby: czarownica o groŸnym wygl¹dzie, ubrana w d³ug¹ zielon¹ sukniê, wylenia³e futro z lisów i spiczasty kapelusz przystrojony wypchanym sêpem, oraz Neville we w³asnej osobie, który szed³ za ni¹ z opuszczon¹ g³ow¹, najwidoczniej kompletnie za³amany.W nag³ym przeb³ysku zrozumienia Harry zda³ sobie sprawê, kim musz¹ byæ pacjenci le¿¹cy w koñcu sali.Rozejrza³ siê gor¹czkowo w poszukiwaniu czegoœ, co odwróci³oby uwagê reszty, ¿eby Neville móg³ wyjœæ niezauwa¿ony, ale Ron te¿ podniós³ g³owê na dŸwiêk nazwiska „Longbottom” i zanim go Harry zd¹¿y³ powstrzymaæ, zawo³a³:— Neville!Neville drgn¹³ i skuli³ siê, jakby mu tu¿ ko³o g³owy przelecia³a kula.— Hej, to my! — Ron ju¿ wstawa³ z krzes³a.— Widzia³eœ? Lockhart jest tutaj! Kogo odwiedzasz?— Neville, mój drogi, to twoi znajomi? — zapyta³a jego babcia ³askawym tonem, mierz¹c ich wzrokiem.Neville wygl¹da³, jakby chcia³ zapaœæ siê pod ziemiê.Unika³ ich spojrzenia, a na jego puco³owatych policzkach pojawi³y siê ciemne rumieñce.— Ach, tak — powiedzia³a jego babcia, przygl¹daj¹c siê bacznie Harry’emu i wyci¹gaj¹c ku niemu pomarszczon¹, szponiast¹ rêkê.— Tak, tak, wiem, kim jesteœ, oczywiœcie.Neville bardzo dobrze o tobie mówi.— Ee.dziêkujê — wyb¹ka³ Harry, potrz¹saj¹c jej rêkê.Neville wpatrywa³ siê w swoje stopy, a barwa jego twarzy ciemnia³a z ka¿d¹ chwil¹.— A wy dwoje to pewnie Weasleyowie — ci¹gnê³a pani Longbottom, królewskim gestem podaj¹c po kolei rêkê Ronowi i Ginny.— Tak, znam waszych rodziców.nie za dobrze, rzecz jasna.ale to wspaniali ludzie, naprawdê wspaniali.A ty musisz byæ Hermiona Granger, tak?Hermiona wygl¹da³a na zaskoczon¹, ¿e pani Longbottom zna jej imiê, ale uœcisnê³a jej rêkê.— Tak, Neville opowiada³ mi o was.Pomogliœcie mu w niejednych opa³ach, prawda? To dobry ch³opiec — powiedzia³a, rzucaj¹c na Neville’a surowe, oceniaj¹ce spojrzenie znad koœcistego nosa — ale obawiam siê, ¿e nie ma talentu swego ojca.I wskaza³a brod¹ na dwa ³Ã³¿ka w koñcu sali, a wypchany sêp na jej kapeluszu zadygota³ niepokoj¹co.— Co? — zdumia³ siê Ron (Harry chcia³ mu nadepn¹æ na stopê, ale o wiele trudniej zrobiæ to w sposób niezauwa¿ony w d¿insach ni¿ w szacie).— To twój tata tam le¿y, Neville?— Co to znaczy? — zapyta³a ostro pani Longbottom.— Neville, nie powiedzia³eœ przyjacio³om o swoich rodzicach?Neville wzi¹³ g³êboki oddech, spojrza³ w sufit i pokrêci³ g³ow¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.