Index
Roland Topor Portret Suzanne (2)
Roland Topor Nowo przybyły
20 (123)
105 05 (5)
07 (253)
Carroll, Lewis Through the Looking Glass
Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 7 Smok i sekaty krol
rozdzial 10 (44)
Demony normandji
Kratochvil Stanisław Psychoterapia Kierunki metody badania (10)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp26.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Ale ja nie chcę wejść na górę.Dam wam wszystko, co chcecie, damwszystko, co mam, tylko zostawcie mnie!Mężczyzna, który go trzymał, potrząsnął głową.- Wykluczone.Pójdzie pan teraz grzecznie do mieszkania.I bez wybryków, bo będzieźle.Słyszał pan, co lekarz powiedział.Musi pan odpoczywać, więc będzie panodpoczywał.Zobaczy pan, to panu dobrze zrobi.No, niech pan wchodzi.Fachowym chwytem mężczyzna wykręcił mu rękę do tyłu i zaczął naciskać.- No, teraz stajemy się grzeczniejsi.Zaczynamy zachowywać się rozsądnie.To dobrze,tylko tak dalej.No, proszę naprzód.Jeszcze jeden krok za mamusię, jeden krok za tatusia.No, naprzód.Krok za krokiem Trelkovsky przeszedł przez bramę i zaczął wchodzić na schody.Mężczyzna wyśmiewał go.- Nie chcieliśmy przyjść, co? Dlaczego? Przestało się panu u nas podobać?Znalazł pan coś innego? A przecież w dzisiejszych czasach niełatwoo mieszkanie.Z "odstępnym"? Może jakaś fikcyjna zamiana? No, zresztą tome moja sprawa.- Jednym szturchnięciem popchnął Trelkovsky'ego tak, żeten rozciągnął się jak długi na środku pierwszego pokoju.Drzwi zatrzasnęłysię za nim.Klucz obrócił się dwa razy w zamku."To" miało chyba nastąpićdzisiejszej nocy.ROZDZIAŁ XVIIPRZYGOTOWANIATrelkovsky podniósł się z trudem.Cale ciało miał obolałe.Język jegonatknął się na złamany ząb i teraz zawzięcie wygładzał jego brzegi.Wyplułna podłogę cienką strużkę krwi.Struga wydłużała się, wydłużała z podłogi dojego ust, aż w końcu stała się jedną linią, jedną wyimaginowaną nitką, któranie chciała się zerwać.Komoda, szafa i krzesła były w takim stanie, w jakim je zostawił.Z powodu zbitych szyb w mieszkaniu był przeciąg.Sąsiedzi nie zakneblowalimu ust.To był z ich strony błąd.Zaczerpnął powietrza w płuca, by krzyczeć.Nie zdążył.Kaskada muzyki popłynęła ze wszystkich okien kamienicy.Aparatyradiowe, nastawione na cały regulator, odbierały dziewiątą symfonięBeethovena.Krzyknął, lecz jego wołanie utonęło w powodzi dźwięków.Chciałby przynajmniej nie słyszeć tej wstrętnej muzyki, lecz na próżno.Wpadała wraz z przeciągiem, korzystając z tego, że nie ma szyb.Dziewiąta symfonia eksplodowała.Szalała z radości niczym głupiamarionetka.Dziewięciuset chórzystów i wykonawców cieszyło się z przyszłejśmierci Trelkovsky'ego.Był to zapewne dyskretny ukłon w kierunku SimoneChoule, która tak bardzo lubiła Beethovena.Opanowała go wściekłość.Zacząłsystematycznie niszczyć to, co zostało po Simone Choule.Listy i książki.Szarpał, darł na drobne kawałki papieru te dokumenty, które go urzekły.Miotała nim bezsilna wściekłość zwierzęcia schwytanego w pułapkę.Nie mógłzłapać oddechu.Chwilę później dostał czkawki.Poszedł wyciągnąć ze schowkadwa siekacze.Na rękę wypadły mu dwa kły.Spojrzał na niez przerażeniem i pobiegł wyrzucić je przez okno.Lecz gdy wychylił się, by cisnąć je możliwie jak najdalej, uwagę jegoprzykuło widowisko odbywające się w ubikacji naprzeciwko.Weszła tam właśnie jakaś kobieta, której nigdy przedtem nie widział.Uklękła na fajansowej podłodze i zanurzyła głowę w ohydnej dziurze.Corobiła? Podniosła głowę.Jej twarz miała zwierzęcy wyraz.Wlepiła wzrokw Trelkovsky'ego i uśmiechnęła się odrażająco.Nie odrywając od niego oczuzanurzyła rękę w dziurze, wyciągnęła ją pełną ekskrementów i śmiało pomazałanimi twarz.Do ubikacji weszły inne kobiety i wszystkie postąpiły w tensam sposób.Znajdowało się tam teraz około trzydziestu umazanych kobiet.Za lufcikiem zaciągnięto czarną zasłonę, która ukryła przed nim resztę sceny.Trelkovsky'emu kleiły się oczy i nie miał siły bronić się przed czarami.Wiedział, że celem ich było nadszarpnięcie jego odporności, lecz nie mógłprzed nimi uciec.Był za słaby, zbyt zmęczony, za bardzo chory.Ciąg dalszy odbywał się teraz na podwórzu.Jeden z sąsiadów jeździłna rowerze ubrany w granatowy roboczy kombinezon.Zakreślał koła i ósemki.Za każdym razem, gdy przejeżdżał pod oknem Trelkovsky'ego, posyłałmu szeroki uśmiech i mrugał porozumiewawczo.Do siodełka przywiązanybył sznur, ciągnący woskowy manekin przedstawiający kobietę.Był to takisam manekin, jakich używa się do prezentowania sukni na wystawach sklepowych.Manekin podskakiwał na nierównościach terenu, ramiona poruszałysię, co sprawiało wrażenie, że kukła żyje.Wosk szybko się jednak kruszyłi wleczony po ziemi manekin bardzo się niszczył.Kobieta znikała, jakby jązżerał jakiś kwas.Gdy za rowerem pozostały już tylko obie nogi, sąsiadskłonił się ironicznie Trelkovsky'emu i zniknął.Po nim zjawiło się dwóch ludzi niosących olbrzymią rybę nadzianą na kij.Dwajmężczyźni obeszli kilka razy podwórko, po czym rzucili ciężar na ziemię.SpojrzeliTrelkovsky'emu prosto w oczy.Nie patrząc, co robią, wypatroszyli rybę.Wnętrznościgromadziły się i szybko utworzyły koło nich małą kupkę.Roześmieli się wówczaswesoło i ozdobili sobie nimi głowy.Wyplatali wieńce z rybich wnętrzności, zawieszalije sobie na uszach i wokół szyi.Wreszcie odbiegli, podskakując jak małe dziewczynki.Jeden z nich pojawił się wkrótce znowu.Dął w olbrzymią trąbę.Dźwięki, którewydawał, przypominały puszczanie wiatrów.Z bramy wyszedł lew z koroną.Oczywiście, była to tylko skóra,w której znajdowało się dwóch sąsiadów.Na lwie siedział mały chłopiec,którego Trelkovsky już widział.Dwie ubrane na biało kobiety wyszły lwu naspotkanie.Przez dziurę w skórze wsunęły się do środka i po podskokachzwierzęcia Trelkovsky poznał, że w środku musi odbywać się orgia.Człowiekz trąbą chwycił lwa za ogon i odciągnął go z pola widzenia.Pojawiło się trzech ludzi w maskach.Trelkovsky ze zgrozą spostrzegł,że jedna z masek jest do niego podobna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.