Index DROGA (2).TXT Lis Tomasz Co z ta Polska Lem Stanislaw Niezwyciezony abc.com.pl 6 06 (71) INLINE (9) 129 01 (4) May Karol Winnetou rhl03 (2) www nie com pl 2 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .— Dam ci nazwiska naszych informatorów, Tyrell - oznaj-mi³ Cooke.- WeŸmiesz St.Barthelemy, a Jacques sprawdziAnguillê.Hawthorne obudzi³ siê na w¹skim ³Ã³¿ku w hotelu na wyspie St.Barts, wci¹¿ wœciek³y na Geoffreya Cooke'a, który wpakowa³ gow sytuacjê z góry przegran¹.Miejscowy informator, do któregodotar³ za poœrednictwem lokalnego szefa bezpieczeñstwa, bo do tejpory zajmowa³ siê narkotykami, by³ pospolitym chciwym cwaniacz-kiem.Kiedy zobaczy³, ¿e z wodolotu z St.Martin schodzi leciwaniewiasta w towarzystwie m³odzieñca, kieruj¹c siê tak w¹t³ymiprzes³ankami, ruszy³ po nagrodê w wysokoœci dwóch milionówdolarów.Babcia jednak okaza³a siê mocno wymakija¿owan¹,niezmiernie niemieck¹ dam¹, której nie podoba³ siê plebejski styl¿ycia jej córki i zaproponowa³a wnukowi wspania³¹ wycieczkê powyspach.- Niech to cholera! - eksplodowa³ Hawthorne i siêgn¹³ pos³uchawkê, aby zamówiæ jakiekolwiek œniadanie.Tyrell szed³ ulicami St.Barts, staraj¹c siê jakoœ zabiæ czas, zanimnadejdzie pora, aby zatrzymaæ taksówkê i pojechaæ na lotnisko,sk¹d samolot zabierze go z powrotem na brytyjsk¹ Gordê.Nie mia³¿adnych zajêæ, a nie cierpia³ siedzieæ samotnie w hotelu, gdziepokoje przypomina³y wiêzienne izolatki, w których cz³owiek zaczynasiê wœciekaæ na samego siebie.I wtedy to siê sta³o.W odleg³oœci piêtnastu metrów od niegoprzechodzi³a przez ulicê w kierunku Bank of Scotland kobieta,która ocali³a jego zdrowy rozs¹dek, a byæ mo¿e i ¿ycie.By³a, je¿elito w ogóle mo¿liwe, jeszcze piêkniejsza ni¿ dawniej.Jej d³ugieciemne w³osy, okalaj¹ce urocz¹ opalon¹ twarz, sposób, w jaki sz³a,jej pewne ruchy kosmopolitycznej pary¿anki, która nigdy nieodmówi odrobiny uprzejmoœci obcemu cz³owiekowi.Natychmiastpowróci³y wspomnienia i jej widok sta³ siê czymœ niemal nie dozniesienia.- Dominique! - zawo³a³ i roztr¹caj¹c ludzi przebieg³ przezulicê w stronê kobiety nie widzianej tak d³ugo, zbyt d³ugo.Odwróci³asiê i jej twarz rozpromieni³a siê radosnym uœmiechem.Przeszed³z ni¹ przez chodnik, po czym obj¹³ i przytuli³ z dawnym ciep³emi uczuciem.— Mówiono mi, ¿e wróci³aœ do Pary¿a!— Owszem, kochanie, musia³am uporz¹dkowaæ swoje ¿ycie.— Ani s³owa, ¿adnego listu ni telefonu! Myœla³em, ¿e oszalejê.— Nigdy nie zast¹pi³abym Ingrid, wiem o tym.— Czy nie domyœla³aœ siê, jak bardzo pragn¹³em, abyœ spró-bowa³a?— Pochodzimy z odmiennych œwiatów, najdro¿szy.Twoje ¿yciejest tutaj, moje w Europie.Spoczywa na mnie odpowiedzialnoœæ,która nie ci¹¿y na tobie, Tye.Próbowa³am ci to powiedzieæ.— Doskonale pamiêtam."Ocalcie Dzieci", "Pomoc dla Soma-lii" - dwa czy trzy skróty, których nie potrafi³em rozwi¹zaæ.— Zbyt d³ugo mnie tu nie by³o, o wiele d³u¿ej, ni¿ chcia³abymbez ciebie byæ.Organizacyjnie wszystko szwankowa³o i kilka rz¹dównie chcia³o nam pomagaæ.Ale teraz, kiedy Quai d'Orsay mocno naspopiera, sprawy id¹ lepiej.— W jaki sposób?— Na przyk³ad w ubieg³ym roku, w Etiopii.Kiedy opowiada³a o sukcesie jej kilku akcji charytatywnychi pokonywaniu biurokratycznych oraz jeszcze gorszych przeszkód,jej wrodzona impulsywnoœæ zdawa³a siê w jakiœ uroczy sposóbelektryzowaæ ca³e otoczenie.Du¿e ³agodne oczy by³y pe³ne ¿ycia,wyrazista twarz promienia³a nieskoñczon¹ nadziej¹, która j¹ pod-trzymywa³a i dodawa³a si³.Jej zdolnoœæ do wspó³czucia by³a wprostnieprawdopodobna, ale stawa³a siê absolutnie wiarygodna dziêkiszczeroœci granicz¹cej niemal z naiwnoœci¹, której jednak zaprzecza³ybystra inteligencja oraz œwiatowoœæ.a wiêc, jak widzisz, przedostaliœmy siê z dwudziestomaoœmioma ciê¿arówkami! Nie mo¿esz sobie wyobraziæ, jak siêczuliœmy, widz¹c mieszkañców wioski, zw³aszcza wyg³odnia³e,wynêdznia³e dzieci i starców, którzy prawie stracili ju¿ nadziejê!Nigdy chyba nie p³aka³am z tak wielkiego szczêœcia.A terazdostawy dochodz¹ regularnie, wszêdzie siê rozwijamy i bez przerwynaciskamy!— Naciskamy.?— Wiesz, kochanie, trzeba drêczyæ drêczycieli za pomoc¹ ichw³asnych gróŸb, przedstawianych oczywiœcie w formie oficjalnychdokumentów.Z Republik¹ Francusk¹ nie ma ¿artów! - oznajmi³atriumfalnie Dominique.Jej oczy b³yszcza³y.Jak¿e on j¹ kocha³.Nie mo¿e jej znowu straciæ!— ChodŸmy siê czegoœ napiæ - zaproponowa³.— O tak, proszê! Tak bardzo chcê z tob¹ porozmawiaæ, Tye.Ale¿ mi ciebie brakowa³o.Mam w banku spotkanie z adwokatemmojego wuja, lecz on mo¿e poczekaæ.— To siê nazywa wyspiarski urok.Nikt nigdy nie przychodzina czas!— Zadzwoniê do niego z miejsca, do którego pójdziemy.ROZDZIA£ 4Siedzieli na ulicy, w ogródku kawiarni, trzymaj¹c siê za rêce nadsto³em, gdy tymczasem kelner przyniós³ Dominique mro¿on¹herbatê, a Hawthorne'owi karafkê sch³odzonego bia³ego wina.— Dlaczego zniknê³aœ? - zapyta³ Tyrell.— Powiedzia³am ci ju¿: mia³am inne zobowi¹zania.— Mogliœmy siê staæ jednym.Myœlê o wzajemnym zobo-wi¹zaniu.— Tego w³aœnie siê obawia³am.Po prostu zacz¹³eœ siê stawaædla mnie zbyt wa¿ny.— Myœla³em, ¿e czujesz to samo co ja.— Twoje poczucie winy z powodu Ingrid by³o wszechogar-niaj¹ce.Nie pi³eœ przecie¿ dlatego, ¿e by³eœ alkoholikiem, o czymœwiadcz¹ twoje czartery.Po prostu trochê zdzicza³eœ, nie bêd¹codpowiedzialnym za nikogo oprócz samego siebie.Nie mog³eœsobie wybaczyæ tego, co siê sta³o.— O to chodzi³o, prawda?— Co masz na myœli?— Chcia³aœ byæ kimœ wiêcej ni¿ tylko pielêgniark¹, a ja by³emtak zapatrzony w siebie, ¿e tego nie dostrzega³em.Tak mi przykro.— Tye, by³eœ obola³y po tej ciê¿kiej stracie.Doskonale ciêrozumiem.Gdybym myœla³a tak, jak s¹dzisz, nie spêdzilibyœmywspólnie tyle czasu.To by³y niemal dwa lata, kochanie.— I tak nie doœæ d³ugo.— Owszem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||