Index
Chalker Jack L Swiaty Rombu 01 Lilith Waz w trawie
Zelazny Roger Amber 01 Dziewieciu Ksiazat Amberu
czesc 05 rozdzial 01 (3)
rozdzial 01 (289)
rozdzial 01 (123)
wiedza i zycie2
PIESN (2)
Colour ls.pl
Demon 4
chip 5
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Szczêœliwie moskity nie wystêpowa³y w tych stronach, chocia¿ ma³e muszki gryz³y jak najête i ze wszystkich si³ wype³nia³y pozostawion¹ im przez dalekich kuzynów niszê ekologiczn¹.Pogoda by³a niezmiennie piêkna i praca postêpowa³a ¿wawo, a¿ dotar³ do tego scherza.A oczekiwa³, ¿e to bêdzie jedna z ³atwiejszych partii.A mo¿e allegro? I kocio³? Nie, ju¿ lepiej zmazaæ ca³e dziesiêæ stron.Ale tego te¿ nie uczyni³.Czemu nie mo¿e jak Strauss czy Mozart p³odziæ arcydzie³a za arcydzie³em? Czemu nie s³yszy muzyki od razu zorkiestrowanej? Czemu kontrapunkt nie przychodzi sam? Tyle wysi³ku.Jeœli zamierza zaj¹æ kiedyœ choæ kilka wierszy w encyklopediach muzycznych, takich jak Baker czy Grove, musi skomponowaæ coœ znacz¹cego.W leksykonach figurowa³ ju¿ teraz, miêdzy has³ami Dukelsky i Dulcen.To te¿ by³ pewien sukces, ale niewielki.Willowi marzy³y siê wyrazy uznania, wykazy publikacji na jego temat, a nawet przypisy do has³a.DULAC, WILLIAM L.: urodzony w Slidell, Luizjana, 19.no, nie tak dawno.Kawaler (ale chyba nie na zawsze).Wa¿niejsze dzie³a: dwa kwartety smyczkowe, zbiór pieœni, muzyka dla telewizji, uwertura „Jambalaya”.Uœmiechn¹³ siê na wspomnienie pierwszego prawdziwego sukcesu.Kto prócz Kajuna odwa¿y³by siê skomponowaæ dwunastominutowy utwór na orkiestrê symfoniczn¹, za ca³¹ inspiracje maj¹c tylko kocio³ek stewu? W myœlach czyta³ dalej: rozmaite pomniejsze utwory.„Arkadia” wszystko zmieni.Poemat symfoniczny, piêædziesi¹t minut muzyki.Niech tylko spróbuj¹ go potem zignorowaæ.O ile kiedykolwiek skoñczy to cholerstwo.Zacisn¹³ usta i siêgn¹³ do klawiatury komputera.Wyrzuci³ fagot, na jego miejsce wstawi³ saksofon.Nauczyciele mówili mu zawsze, by w chwilach zw¹tpienia kierowa³ siê instynktem.Mniejsza o technikê, mniejsza o wymogi formalne.Wa¿ne jest to, co czujesz.Usiad³ wygodnie i spojrza³ na ekran.Nie do wiary, ale rozpis partytury nagle jakby nabra³ sensu.Stukn¹³ w klawisz ENTER, nagra³ fragment na CD-ROM-ie i w³¹czy³ odtwarzanie.Elektroniczna orkiestra o¿y³a, muzyka pop³ynê³a z g³oœników.I to by³o to.S³oñce rozprasza³o powoli mg³ê nad mokrad³ami.Saksofon zawtórowa³ fletom i proszê, oto hiszpañski mech zwisa d³ugimi, wilgotnymi kiœciami z ga³êzi cyprysów.Lepiej, o wiele lepiej, powiedzia³ sobie Will.Jeœli upora siê ze scherzem, allegro bêdzie œmiesznie ³atwe.Tylko instrumenty dête, kontrabasy i krótkie partie akompaniuj¹cych smyczków.Uœmiechn¹³ siê z satysfakcj¹, obróci³ razem z krzes³em i spojrza³ prosto na jak¹œ nie znan¹ mu istotê, pochylaj¹c¹ siê w³aœnie nisko w przejœciu do g³Ã³wnej kabiny katamaranu. Rozdzia³ 08Istota by³a wysoka i poroœniêta krótkim szarym futrem.Mia³a szeroko rozstawione, du¿e i ciemne oczy z pionowymi kreseczkami Ÿrenic, wydatny trójk¹tny pysk z baczkami i czarnym ruchliwym nosem.Jedyna widoczna d³oñ by³a ca³kiem spora, ale drobnokoœcista, czteropalczasta.Na szyi goœæ nosi³ niedu¿e kwadratowe urz¹dzenie po³¹czone przewodem ze z³otym guziczkiem wciœniêtym do wnêtrza ucha.Inne jeszcze wyposa¿enie zwiesza³o siê z w¹skiego pasa wokó³ bioder.Will dojrza³ po chwili drugie, podobne oblicze wy³aniaj¹ce siê zza pierwszej postaci.Dalej sta³o coœ przypominaj¹cego wielkiego ptaka o bajecznie kolorowych piórach.Co ciekawe, ca³a trójka wpatrywa³a siê w kompozytora z wyraŸnym zainteresowaniem, a w ich oczach pob³yskiwa³a niew¹tpliwa inteligencja.Dopiero po chwili ten drugi przepchn¹³ siê do przodu i podszed³ do gospodarza.Cofniête wargi ukaza³y szarawe dzi¹s³a i komplet ostrych, spiczastych zêbów.Wygl¹da³o to groŸnie, ¿eby nie powiedzieæ z³owró¿bnie.Istota wyci¹gnê³a ku Willowi rêkê, a ten instynktownie odtr¹ci³ j¹ na bok.Uderzy³ szybko, silnie i bez najmniejszego zastanowienia.Ku jego zdumieniu przybysz pisn¹³ i cofn¹³ siê chwiejnie.Na chwilê zapomnia³ nawet, jak nisko jest sufit, i r¹bn¹³ g³ow¹ o wyk³adzinê.Zaraz potem z³apa³ siê za przetr¹con¹ koñczynê.Mimo zaskoczenia Kaldaq zareagowa³ jak móg³ najszybciej.Zerwa³ broñ z ramienia i wycelowa³ j¹ w tubylca.Za jego plecami Wais wetchnê³a z cicha.Ale siê to wszystko pokrêci³o.Obcy poj¹³ wyraŸnie, co siê dzieje.Spojrza³ na kapitana, potem na broñ i znieruchomia³.Wiêkszoœæ prymitywnych istot woli zachowaæ ostro¿noœæ, widz¹c jakiœ wycelowany w siebie przedmiot.Dropahk wycofa³ siê do centralnej kabiny i siad³ na pod³odze.Krzywi¹c siê z bólu œciska³ prawy nadgarstek.Kaldaq skin¹³ na tubylca, by ten poszed³ za nim.Osobnik pos³ucha³, odnotowuj¹c przy tej okazji obecnoœæ Wais i jeszcze dwóch Massudów.W centralnej kajucie by³o doœæ miejsca dla wszystkich.W postawie wyprostowanej tubylec by³ nieco wy¿szy od Waisów.Przerasta³ wszystkich cz³onków Gromady prócz Massudów i Czirinaldo.Oblicze mia³ nawet jeszcze bardziej p³askie ni¿ S’vanowie.- Chyba z³amana, kapitanie - powiedzia³ Dropahk, komentuj¹c stan swej rêki.Œluz œcieka³ mu z ust.- Widzieliœcie, jak szybko siê porusza?- Tak - mrukn¹³ Kaldaq, nie odrywaj¹c oczu od tubylca.Nie mia³ najmniejszego zamiaru zabijaæ tej istoty, ale nie móg³ te¿ pozwoliæ, by kaleczy³a jego podw³adnych.Nie rozumia³, czemu przyjazny gest Dropahka wywo³a³ a¿ tak¹ agresjê.- A mo¿e to jakiœ szaleniec? - spyta³a nagle Wais.- Mo¿e dlatego zosta³ odizolowany od spo³ecznoœci?- S¹dz¹c po muzyce, to ca³kiem prawdopodobne - warkn¹³ Dropahk.Kaldaq zerkn¹³ przelotnie na rannego ¿o³nierza.- Wracaj na pok³ad.Nic tu po tobie.W razie dalszych k³opotów bêdziesz tylko zawad¹.Dropahk zacisn¹³ usta, skin¹³ g³ow¹ i wyszed³.Pozosta³a czwórka skierowa³a oczy na tubylca, tubylec spojrza³ na nich.Wais trzyma³a siê za plecami Massudów.Walkê lepiej zostawiæ fachowcom.- Gdyby próbowa³ zbli¿yæ siê do kogoœ - mrukn¹³ Kaldaq - to strzelaæ.- Zignorowa³ zdumione spojrzenia podkomendnych.- Potem poszukamy jakiegoœ bardziej spolegliwego okazu.Nic chcê mieæ wiêcej rannych.Tubylec opar³ siê plecami o du¿e, koliste urz¹dzenie.Przygl¹da³ siê mówi¹cemu Kaldaqowi, ale wyraŸnie niczego nie rozumia³.- Nie widzia³am, co siê sta³o - powiedzia³a wstrz¹œniêta t³umaczka.- Chcesz powiedzieæ, ¿e Dropahk próbowa³ przywitaæ siê z obcym, a ten bez ostrze¿enia z³ama³ mu rêkê?- Jeœli nawet powiedzia³ coœ przedtem, to niczego nie s³ysza³em.Nie widzia³em te¿, aby porusza³ ustami.- Chyba oni nie porozumiewaj¹ siê tak, jak Ampliturowie? - spyta³ jeden z ¿o³nierzy.- Zareagowa³ fizyczn¹ przemoc¹, wiêc chyba nie.Jednak coœ tu nie gra i chcê wiedzieæ, co.- Uderzy³ pierwszy i nie spróbowa³ nawet dowiedzieæ siê, czego chcemy.Zrani³.Kaldaq poj¹³, ¿e Wais jest bliska paniki.Pora by³a j¹ uspokoiæ.- Za wczeœnie na wyci¹ganie wniosków.Opanuj siê, proszê - odezwa³ siê tonem o wiele za ostrym, jak na normalne konwersacje z Waisami.Ptakowata odetchnê³a g³êboko i zaczê³a wracaæ do siebie.Ju¿ lepiej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.