Index Philip Jose Farmer Przebudzenie Kamiennego Boga Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant (3) Dick Philip K Czlowiek z wysokiego zamku Dick Philip K Cudowna bron (3) Philip K. Dick Labirynt Smierci Dick K. Philip Boza Inwazja 44 601 Terry Pratchett Witches Abroad v1.1 abc.com.pl 9 |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Znowu zabra³ siê do pracy.- Jeszcze siê nie zorientowa³ - oznajmi³a ostrym, mocnym g³osem Pris - w jaki sposób wydostaliœmy siê z Marsa.Co tam zrobiliœmy.- Nic nie mogliœmy na to poradziæ - mrukn¹³ Roy Baty.W otwartych drzwiach do korytarza sta³a Irmgarda Baty.Zauwa¿yli j¹ dopiero, kiedy siê odezwa³a:- Nie s¹dzê, ¿ebyœmy musieli siê martwiæ panem Isidore - powiedzia³a z przejêciem.Podesz³a do niego szybkim krokiem i popatrzy³a mu w oczy.- Nie traktuj¹ go przecie¿ zbyt dobrze, jak sam powiedzia³.A to, co zrobiliœmy na Marsie, wcale go nie interesuje.Zna nas i lubi, a taka emocjonalna akceptacja jest dla niego wszystkim.Trudno nam poj¹æ, ale to prawda.- Nastêpnie zwróci³a siê do Isidore, znowu sta³a tu¿ obok niego i zadziera³a w górê g³owê, by na niego spojrzeæ.- Je¿eli nas wydasz, dostaniesz du¿o pieniêdzy, czy zdajesz sobie z tego sprawê? - Odwróci³a siê i powiedzia³a do swojego mê¿a.- Widzisz, wie o tym, ale mimo wszystko nic nie powie.- Jesteœ wielkim cz³owiekiem, Isidore - oznajmi³a Pris.- Jesteœ chlub¹ swojego gatunku.- Gdyby by³ androidem - oœwiadczy³ zdecydowanie Roy - wyda³by nas mniej wiêcej jutro o dziesi¹tej rano.Wyjecha³by do pracy i by³oby po wszystkim.Jestem pe³en podziwu.- Trudno by³o rozszyfrowaæ ton jego g³osu, przynajmniej Isidore nie potrafi³.- A my wyobra¿aliœmy sobie nieprzyjazny œwiat, planetê pe³n¹ wrogich twarzy, gdzie wszyscy bêd¹ nastawieni przeciwko nam.- Rozeœmia³ siê ostro.- Wcale siê tym nie martwiê - powiedzia³a Irmgarda.- Powinnaœ byæ nieprzytomna z przera¿enia - stwierdzi³ Roy.- G³osujmy - zaproponowa³a Pris.- Tak jak robiliœmy na statku, kiedy powstawa³a ró¿nica zdañ.- Dobrze - oznajmi³a Irmgarda.- Ju¿ nic nie powiem.Ale uwa¿am, ¿e je¿eli odtr¹cimy tê propozycjê, nie znajdziemy innej ludzkiej istoty, która nas przygarnie i udzieli pomocy.Pan Isidore jest.- nie mog³a znaleŸæ s³owa.- Specjalny - podpowiedzia³a jej Pris.Rozdzia³ XVG³osowanie przeprowadzono z powag¹, uroczyœcie.- Pozostajemy tutaj - oœwiadczy³a stanowczo Irmgarda.- W tym domu, w tym mieszkaniu.- Ja natomiast g³osujê za tym - powiedzia³ Roy Baty - ¿ebyœmy zabili pana Isidore i ukryli siê gdzie indziej.On, jego ¿ona - i John Isidore - obrócili siê z napiêciem w stronê Pris.Pris oznajmi³a cicho:- G³osujê, ¿ebyœmy pozostali tutaj.A potem doda³a g³oœniej: - Uwa¿am, ¿e przydatnoœæ J.R.dla nas jest wiêksza ni¿ stwarzane przez niego zagro¿enie, poniewa¿ wie.¯yj¹c wœród ludzi najwidoczniej nie mo¿emy unikn¹æ rozpoznania.To w³aœnie spowodowa³o œmieræ Polokova, Garlanda, Luby i Andersa.W³aœnie to ich zabi³o.- A mo¿e post¹pili dok³adnie tak samo, jak my teraz - powiedzia³ Roy Baty.- Zaufali jednej jedynej istocie ludzkiej, o której s¹dzili, ¿e jest inna.Jak powiedzia³yœcie, specjalna.- Nie wiemy - przyzna³a Irmgarda.- To tylko za³o¿enie.S¹dzê, ¿e oni.- Zrobi³a rêk¹ gest.- Chodzili po ulicach.Œpiewali na scenie jak Luba.Wierzymy.w³aœnie to, w co wierzymy, jest Ÿród³em naszych niepowodzeñ, Roy.Ta nasza cholerna, wy¿sza inteligencja! - Spojrza³a gniewnie na mê¿a.Jej drobne, strome piersi porusza³y siê gwa³townie w rytm oddechu.- Jesteœmy tacy sprytni.Roy, w³aœnie tak postêpujesz.Niech ciê licho, w³aœnie tak postêpujesz!- Mam wra¿enie, ¿e Irm ma racjê - powiedzia³a Pris.- A wiêc uzale¿niamy nasze ¿ycie od niepe³nowartoœciowego, nieszczêsnego.- zacz¹³ Roy, ale urwa³ nagle.- Jestem zmêczony - oœwiadczy³ po prostu.- To by³a d³uga podró¿, Isidore.Ale nasz pobyt tutaj jest krótki.Niestety.- Mam nadziejê - rzek³ radoœnie Isidore - ¿e pomogê uprzyjemniæ wasz pobyt tu, na Ziemi.- By³ o tym przekonany.Mia³ wra¿enie, ¿e jest to najwa¿niejszy moment ca³ego ¿ycia.Czu³ now¹ stanowczoœæ, któr¹ okaza³ dziœ podczas rozmowy przez wideofon.* * *Natychmiast po zakoñczeniu pracy Rick Deckard polecia³ na drugi kraniec miasta do sklepów ze zwierzêtami - do kilku kwarta³Ã³w zajêtych przez wielkie sklepy zoologiczne, pe³nych wielkich okien wystawowych i kusz¹cych reklam.Wci¹¿ nie opuszcza³o go to samo nowe, straszliwe przygnêbienie, które tak bardzo odczu³ wczeœniej tego dnia rano.Jego zainteresowanie zwierzêtami i ludŸmi, którzy nimi handlowali, zdawa³o siê byæ jedynym jasnymi punktem w spowijaj¹cym go ca³unie depresji, szczelin¹, przez któr¹ bêdzie w stanie wydostaæ siê z sytuacji, w jakiej siê znalaz³.W przesz³oœci widok zwierz¹t, œwiadomoœæ odbywaj¹cych siê transakcji opiewaj¹cych na wysokie sumy niezwykle mu pomaga³y.Mo¿e stanie siê tak równie¿ i dzisiaj.- S³ucham pana - schludnie ubrany nowy ekspedient zagadn¹³ Deckarda, który sta³ wpatrzony w gabloty z pe³nym pokory po¿¹daniem.- Czy coœ pana zainteresowa³o?- Niejedno - odpar³ Rick.- Problemem jest cena.- Proszê powiedzieæ, jakiego rodzaju zakup chcia³by pan przeprowadziæ - oznajmi³ sprzedawca.- Co zamierza pan u nas zdobyæ i w jaki sposób ma pan zamiar za to zap³aciæ.Przedstawimy wszystko naszemu kierownikowi dzia³u sprzeda¿y i uzyskamy jego akceptacjê.- Mam trzy tysi¹ce gotówk¹.- Pod koniec dnia wydzia³ wyp³aci³ mu nagrody.- Ile kosztowa³aby - zapyta³ - ta rodzina królików?- Proszê pana, je¿eli mo¿e pan zap³aciæ od rêki trzy tysi¹ce, mogê panu zaproponowaæ coœ o wiele lepszego od pary królików.Co by pan powiedzia³ o kozie?- Nie zastanawia³em siê specjalnie nad koz¹ - stwierdzi³ Rick.- Czy wchodzi pan na zupe³nie nowy pu³ap cen, je¿eli wolno zapytaæ?- No có¿, zazwyczaj nie noszê przy sobie trzech tysiêcy - przyzna³ Rick.- Tak w³aœnie pomyœla³em, proszê pana, kiedy wspomnia³ pan o królikach.Ca³y problem z królikami polega jednak na tym, ¿e wszyscy je maj¹.Ja natomiast chcia³bym, aby awansowa³ pan do wy¿szej klasy, klasy posiadaczy kóz, do której - jestem tego pewien - powinien pan nale¿eæ.Szczerze mówi¹c, sprawia pan na mnie wra¿enie posiadacza kozy.- Dlaczego uwa¿a pan, ¿e kozy s¹ lepsze?- Bardzo powa¿n¹ zalet¹ kozy jest to - stwierdzi³ sprzedawca - ¿e mo¿na j¹ nauczyæ bóœæ ka¿dego, kto próbuje j¹ ukraœæ.- To nic nie da, je¿eli strzel¹ do niej nabojem usypiaj¹cym i zejd¹ po drabince sznurowej z hovera - stwierdzi³ Rick.Niezmieszany sprzedawca ci¹gn¹³ dalej:- Koza jest lojalna.I posiada woln¹, szczer¹ duszê, której ¿adna klatka nie jest w stanie powstrzymaæ.I istnieje jeszcze jedna dodatkowa cecha kozy, z której mo¿e nie zdaje pan sobie sprawy.Bardzo czêsto zdarza siê, ¿e inwestuje pan w zwierzê, zabiera je do domu i w pewnym momencie okazuje siê, ¿e zjad³o coœ radioaktywnego i zmar³o.Na kozê nie dzia³a zanieczyszczony pseudopokarm.Mo¿e ¿ywiæ siê eklektycznie, nawet czymœ, co mog³oby zabiæ krowê, konia, a szczególnie kota.Jesteœmy zdania, ¿e koza jako d³ugoterminowa inwestycja, szczególnie samica, jest w stanie przynosiæ korzyœci powa¿nemu mi³oœnikowi zwierz¹t.- Czy ta koza jest samic¹? - Wreszcie zauwa¿y³ wielk¹, czarn¹ kozê stoj¹c¹ w samym œrodku klatki.Poszed³ w jej stronê, a ekspedient mu towarzyszy³.Rickowi koza wyda³a siê przepiêkna.- Tak, to samica.Czarna koza nubijska, jak pan widzi, bardzo du¿a.Ma wspania³e notowania na tegorocznym rynku.A oferujemy j¹ po wyj¹tkowo atrakcyjnej, niskiej cenie.Rick wydoby³ swojego zmiêtego Sidneya i odszuka³ pozycjê „kozy, czarne nubijskie”.- Czy bêdzie to transakcja gotówkowa? - spyta³ ekspedient [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||