Index Michael Cremo Zakazana archeologia Bond Michael Jeszcze o Paddingtonie Michael Crichton Zaginiony œwiat Lampart poluje w ciemnoÂści 40 mat (4) Aldiss Lato Helikonii (2) 014 18 (6) function.cybermut testmac wiedza i zycie4 Eisenbert Judaizm |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Spyta³em, jakie znaczenie mia³ ten rzeŸbiony kamieñ.— To wizerunek matki zjadaczy umar³ych, tej, która im przewodniczy i kieruje nimi w czasie jedzenia — powiedzia³.Spostrzeg³em teraz Buliwyfa, który sta³ poœrodku wielkiego dworu i patrzy³ w górê na rêkê jednego z tych potworów, wci¹¿ zwisaj¹c¹ z krokwi.PóŸniej spojrza³ w dó³, na cia³a swych zabitych towarzyszy, na gasn¹cego Rethela, i ramiona mu opad³y, a podbródek zbli¿y³ siê do piersi.PóŸniej, przeszed³szy ko³o nich, wyszed³ na zewn¹trz i ujrza³em, jak wk³ada³ sw¹ zbrojê i wyci¹gn¹³ miecz, przygotowuj¹c siê na nowo do bitwy.PUSTYNIA STRACHUBuliwyf za¿¹da³ siedmiu silnych koni i wczesnym rankiem wyjechaliœmy z wielkiego dworu Rothgara na p³ask¹ równinê, a stamt¹d ku wzgórzom widniej¹cym za ni¹.By³y te¿ z nami cztery œnie¿nobia³e ogary, wielkie zwierzêta, które zaliczy³bym raczej do wilków ni¿ do psów, tak dzikie by³o ich zachowanie.Tak oto wygl¹da³a ca³a nasza si³a bojowa, tote¿ uwa¿a³em tê wyprawê za jakiœ s³aby gest przeciw tak strasznemu przeciwnikowi, jednak¿e Normanowie mieli wielk¹ nadziejê, i¿ uda im siê zwyciê¿yæ przez zaskoczenie i przebieg³y atak.Poza tym, wed³ug ich w³asnych szacunków, ka¿dy z ich ludzi ma trzy — lub czterokrotnie wiêksz¹ wartoœæ ni¿ wszyscy inni.Nie by³em usposobiony do podejmowania kolejnego wojennego ryzyka i bardzo mnie dziwi³o, ¿e Normanowie nie podzielali takiego pogl¹du, wynikaj¹cego u mnie ze zmêczenia.Herger mówi³ o tym:— Zawsze tak jest, teraz i w Walhalli.Walhalla jest ich wyobra¿eniem nieba.W niebie tym, które wed³ug nich jest wielkim dworem, wojownicy walcz¹ od œwitu do zmierzchu; póŸniej ci, którzy polegli, o¿ywaj¹ i wszyscy uczestnicz¹ w uczcie trwaj¹cej ca³¹ noc, z niekoñcz¹cym siê jedzeniem i piciem; a nastêpnie za dnia walcz¹ znowu; ci zaœ, którzy polegn¹, o¿ywaj¹ i znów odbywa siê uczta; taka jest natura ich nieba po wsze czasy32.Przeto nigdy nie uwa¿aj¹ oni za dziwne walczyæ dzieñ w dzieñ tu na ziemi.Kierunek naszej podró¿y wyznacza³y œlady krwi, jakie pozostawili jeŸdŸcy wycofuj¹cy siê noc¹.Ogary prowadzi³y nas, pêdz¹c wzd³u¿ tego nas¹czonego krwi¹ tropu.Zatrzymaliœmy siê tylko raz na tej p³askiej równinie, aby podnieœæ broñ, porzucon¹ przez odje¿d¿aj¹ce demony.Oto wygl¹d tej broni: by³ to rêczny topór z toporzyskiem z jakiegoœ drewna, o ¿eleŸcu z ³upanego kamienia, przymocowanym do toporzyska skórzanymi rzemieniami.KrawêdŸ topora by³a niezwykle ostra, a ca³e ostrze wykonane z mistrzowsk¹ starannoœci¹, tak jak gdyby ten kamieñ by³ jakimœ klejnotem, który szlifowano dla dogodzenia pró¿noœci bogatej damy.Taka by³a miara jakoœci wykonania, sama broñ zaœ by³a straszliwa ze wzglêdu na ostroœæ swej krawêdzi.Nigdy wczeœniej nie widzia³em takiego przedmiotu na powierzchni ca³ej ziemi.Herger powiedzia³ mi, ¿e wendole robi¹ wszystkie swoje narzêdzia i wszelk¹ broñ z tego kamienia, tak przynajmniej s¹dz¹ Normanowie.Wci¹¿ jechaliœmy dosyæ prêdko naprzód, prowadzeni przez szczekaj¹ce psy, co nape³nia³o mnie otuch¹.Wreszcie dotarliœmy do wzgórz.Wjechaliœmy na nie bez wahania czy ceregieli, ka¿dy z wojowników Buliwyfa skupiony na swym zadaniu, milcz¹ca kompania mê¿czyzn o zawziêtych twarzach.Na obliczach ich widnia³y œlady strachu, jednak¿e nikt nie zatrzyma³ siê ani nie zachwia³, ale uparcie d¹¿yli naprzód.Zrobi³o siê teraz zimno na wzgórzach, w lasach o ciemnozielonych drzewach, a lodowaty wiatr przenika³ przez nasze ubrania; s³yszeliœmy œwiszcz¹cy oddech rumaków, widzieliœmy bia³e pióropusze oddechu rozpêdzonych psów i wci¹¿ parliœmy naprzód.Podró¿owaliœmy tak a¿ do po³udnia, po czym wjechaliœmy w nowy krajobraz.By³y to s³onawe stawy, moczary i wrzosowiska — wyludniona kraina, wielce przypominaj¹ca pustyniê, jednak¿e nie piaszczysta i sucha, ale wilgotna i b³otnista, a ponad t¹ ziemi¹ unosi³y siê leciutkie k³aczki mg³y.Normanowie nazywaj¹ to miejsce pustyni¹ strachu33.Teraz ujrza³em na w³asne oczy, ¿e mg³a pokrywaj¹ca ten obszar le¿a³a skupiona w ma³e gniazda, jak malusieñkie chmurki usadowione na ziemi.W jednej strefie powietrze jest przejrzyste; w innym znów miejscu snuje siê mg³a zawieszona blisko gruntu, wznosz¹ca siê na wysokoœæ koñskich kolan.W takim miejscu traciliœmy z pola widzenia nasze psy, które by³y spowite mg³¹.Naraz, w chwilê póŸniej, mg³a rzed³a, i znajdowaliœmy siê w kolejnej ods³oniêtej strefie.Taki by³ krajobraz owego wrzosowiska.Uzna³em ten widok za godny uwagi, ale Normanowie nie uwa¿aj¹ go za coœ osobliwego; mówili oni, ¿e ziemia w tej okolicy zawiera liczne s³onawe sadzawki i bulgocz¹ce gor¹ce Ÿród³a, które wytryskuj¹ ze szczelin w pod³o¿u; w takich miejscach gromadzi siê mgie³ka i pozostaje tam dzieñ i noc.Nazywaj¹ to miejscem paruj¹cych jezior.Kraina ta jest trudna do przebycia dla koni, tote¿ posuwaliœmy siê wolniej.Psy równie¿ coraz wolniej zapuszcza³y siê w nieznany teren i spostrzeg³em, ¿e szczeka³y z mniejszym wigorem.Wkrótce nasza kompania ca³kowicie zmieni³a sposób przemieszczania siê: z galopu, wœród ujadania psów pêdz¹cych na czele, w stêp, z cichymi psami, które prawie nie chcia³y wskazywaæ drogi, a zamiast tego cofa³y siê, tak ¿e wpada³y pod kopyta koni, powoduj¹c w ten sposób sporadyczne trudnoœci.Wci¹¿ by³o bardzo zimno, zaprawdê, zimniej ni¿ przedtem, i widzia³em tu i ówdzie ma³e p³aty œniegu na ziemi, choæ by³ to, wedle mego najlepszego rozeznania, czas letni.Wolnym krokiem przebywaliœmy znaczn¹ odleg³oœæ i obawia³em siê, ¿e zab³¹dzimy i nigdy nie odnajdziemy drogi powrotnej przez to wrzosowisko.Naraz w pewnym miejscu psy zatrzyma³y siê.Nie by³o tam ¿adnej zmiany w terenie ani ¿adnego znaku czy przedmiotu na ziemi; a jednak psy stanê³y tak, jak gdyby dotar³y do jakiegoœ ogrodzenia albo namacalnej przeszkody.Nasza dru¿yna zatrzyma³a siê w tym miejscu i rozejrzeliœmy siê na wszystkie strony.Nie by³o wiatru i nie by³o s³ychaæ ¿adnych dŸwiêków: ani dŸwiêków ptaków, ani jakichkolwiek ¿yj¹cych zwierz¹t; panowa³a zupe³na cisza.— Tutaj zaczyna siê kraina wendoli — powiedzia³ Buliwyf.Wojownicy poklepywali swoje rumaki po szyjach, aby je uspokoiæ, poniewa¿ na terenie tym konie by³y narowiste i podenerwowane, podobnie jak jeŸdŸcy.Buliwyf zaciska³ mocno usta; rêce Ecthgowa dr¿a³y; Herger ca³kiem zblad³, a jego oczy biega³y na wszystkie strony; równie¿ w zachowaniu pozosta³ych strach przejawia³ siê we w³aœciwy im sposób.Normanowie powiadaj¹: „Strach ma bia³e usta”, i zobaczy³em teraz, ¿e to prawda, poniewa¿ wszyscy oni byli bladzi, a wargi mieli zbiela³e.Nikt nie mówi³ o swoim lêku.Zostawiliœmy zatem psy poza sob¹ i jechaliœmy dalej, wœród gêstniej¹cej mg³y, po wiêkszym œniegu, który by³ lekki i skrzypia³ pod kopytami.Nikt siê nie odzywa³, chyba ¿e do koni.Z ka¿dym krokiem zwierzêta te by³o coraz trudniej prowadziæ naprzód; wojownicy musieli ponaglaæ je pieszczotliwymi s³owami i ostrogami.Wkrótce ujrzeliœmy przed sob¹ jakieœ kszta³ty majacz¹ce we mgle, do których zbli¿aliœmy siê, zachowuj¹c ostro¿noœæ.Wreszcie zobaczy³em na w³asne oczy rzecz nastêpuj¹c¹: po obydwu stronach œcie¿ki, wzniesione wysoko na grubych pa³ach, znajdowa³y siê czaszki ogromnych zwierz¹t; ich szczêki by³y rozwarte, jak do ataku.Podjechaliœmy bli¿ej i spostrzeg³em, ¿e by³y to czaszki olbrzymich niedŸwiedzi, którym wendole oddaj¹ czeœæ.Herger powiedzia³ mi, ¿e te niedŸwiedzie czaszki strzeg¹ granic krainy wendoli.PóŸniej ujrzeliœmy kolejn¹ przeszkodê, szar¹, odleg³¹ i ogromn¹.By³ to olbrzymi kamieñ, siêgaj¹cy wysokoœci¹ koñskiego siod³a, wyrzeŸbiony w kszta³t ciê¿arnej kobiety, z wydêtym brzuchem i obrzmia³ymi piersiami, bez g³owy, ramion i nóg.Kamieñ ten by³ zbryzgany krwi¹ jakichœ ofiar; zaprawdê, ocieka³ strugami czerwieni i wygl¹da³ przera¿aj¹co.Nikt nie mówi³ o tym, co ogl¹daliœmy.Co ¿ywo jechaliœmy dalej.Wojownicy wyci¹gnêli swoje miecze i trzymali je w gotowoœci [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||