Index
Bolesław Prus Lalka
Bolesław Prus Placówka
Psychoterapia kierunki metody badania
C.S.Lewis Opowiesci z Narnii 4 Ksiaze Kaspian
Bettelheim Bruno Cudowne i pożyteczne O znaczeniach i wartoÂściach baÂśni
Forsyth Psy wojny
FORD ESCORT i ORION2
abc.com.pl 7
Krotoschin Huna
www nie com pl 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szarlotka.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Bo ja w razie czego.- Dok¹d?.Zostaj¹ inni, zostaniemy i my.Co nas ma spotkaæ, niech spotka na miejscu.Nie wiadomo, czy uciekaj¹c przed imaginacj¹ nie trafilibyœmy na nieszczêœcie.Pan kasjer poblad³.- To prawda, to prawda - rzek³.- Ha, wiêc i ja zostanê.Po¿egna³ mamê, lecz wróci³ siê ode drzwi.- Jednak¿e dzisiaj mo¿na by jeszcze znaleŸæ woln¹ drogê.Kto wie, czy nie wyjadê.Nagle - machn¹³ zaciœniêt¹ piêœci¹ i tonem wielkiej energii doda³:- Zreszt¹ - pal diabli!.Zostanê.Raz kozie œmieræ.Ale na ganku znowu widaæ opuœci³a go energia i z min¹ bardzo zafrasowan¹ ogl¹da³ siê na wszystkie strony.Dziwna rzecz, te w¹tpliwoœci kasjera obudzi³y we mnie z³owrogie przeczucia, jak gdyby od jego pozostania w mieœcie zale¿a³o czyjeœ ¿ycie.By³em tak zmieszany, ¿e pomimo nieœmia³oœci zapyta³em matki:- Moja z³ota mamo - co to bêdzie?.Nadspodziewanie matka, zamiast ofukn¹æ, pog³aska³a mnie i odpowiedzia³a spokojnie:- Nic nie bêdzie, moje dziecko, nic.WeŸ siê do ksi¹¿ki i nie rób takich wielkich oczu, bo bêd¹ œmiaæ siê z ciebie jak z pana kasjera.S³owa te od razu mnie uspokoi³y.Rozejrza³em siê.W kuchni, jak zwykle, krz¹taj¹ siê ko³o obiadu, na dziedziñcu ch³opiec r¹bie drzewo, ogród kipi œpiewem ptaków, a z nieba lej¹ siê potoki wiosennego œwiat³a."Co tu nabijaæ sobie g³owê jakimiœ strachami?" - pomyœla³em i zamiast do ksi¹¿ki - wzi¹³em siê do robienia wózka.W duszê zaczê³o mi nap³ywaæ majowe ciep³o, szelest drzew, zapach kwiatów.Chwilami odk³ada³em na bok wózek, a¿eby przypatrzeæ siê mrówce z wolna przechodz¹cej z trawy na trawê, albo schwyciwszy rêkoma za ga³¹Ÿ huœta³em siê i wywraca³em kozio³ki, œmia³em siê, sam nie wiem z czego.Czu³em tylko, ¿e jak tym oto ptakom, tak i mnie serce nape³nia radoœæ i ¿e mi jest dobrze na œwiecie.Zdaje mi siê, ¿e by³a to najszczêœliwsza chwila w moim dzieciñstwie.Spad³a bez powodu, trwa³a krótko i nieznacznie odesz³a.Dzieñ up³yn¹³ spokojnie.Oko³o dziesi¹tej wieczór, jak zwykle, rozebra³a mnie niañka i - twardo zasn¹³em.Wkrótce ockn¹³em siê, ale niezupe³nie; poczucie rzeczywistoœci miesza³o siê z marzeniem.Wiedzia³em, ¿e jest noc i ¿e le¿ê na ³Ã³¿ku, lecz marzy³em, ¿e w poduszce jest jakby czworok¹tne okienko, przez które patrzê na inny œwiat.To znowu zdawa³o mi siê, ¿e p³ywam w nieokreœlonej przestrzeni, a jednoczeœnie s³yszê, ¿e ktoœ st¹pa po pokoju.Chcia³em otworzyæ oczy, ale zarazem mówi³em sobie: jeszcze chwilkê, otworzê póŸniej.Nagle zatrz¹s³em siê od stóp do g³Ã³w i usiad³em na ³Ã³¿ku.Jakiœ g³os cicho, ale wyraŸnie szepta³ prawic nad moim uchem:- Ju¿ id¹.- Kto tu jest? - zapyta³em strwo¿ony.¯adnej odpowiedzi.Zeskoczy³em na pod³ogê i po omacku doszed³em do ³Ã³¿ka mamy.Ale mamy nie by³o.Wróci³em na swoj¹ poœciel i owin¹wszy siê ko³dr¹ s³ucha³em.Z ulicy dochodzi³ jakiœ ci¹g³y szmer, podobny do rzêsistego deszczu.Przetar³em oczy; szmer nie ustal, ale zrobi³ siê podobny do st¹pania wielu ludzi po piasku.Czasami coœ szczêknê³o, czasami koñ parskn¹³, to znowu coœ ciê¿ko toczy³o siê i na mgnienie oka ustawa³o.Potem rozleg³o siê szarpniêcie i - znów dychaæ przyt³umione toczenie siê, parskanie, niekiedy szczêk, na tle jednostajnego szmeru, jakby ludzkich nóg, które sz³y, sz³y i sz³y bez koñca.Trwa³o to d³u¿ej ni¿ kwadrans, a gdy zegar wykuka³ drug¹ godzinê, szelest os³abn¹³, zag³uszony cichym turkotem wozów.Teraz dopiero us³ysza³em na ulicy g³os z ludzkiej piersi; ktoœ przeci¹gle ziewn¹³: "A.a.a!."Potem i turkot przycichn¹³, po raz drugi odezwa³ siê szmer jednostajny i toczenie siê chwilami przerywane - i z wolna wszystko umilk³o.A wtedy zauwa¿y³em, ¿e pod œcian¹ domu na dziedziñcu ktoœ mówi jêkliwym g³osem: "Œwiêty Bo¿e, œwiêty mocny, œwiêty a nieœmiertelny, zmi³uj siê nad nami."Nie mog³em wytrzymaæ.Wsta³em z ³Ã³¿ka i z wyci¹gniêtymi rêkoma, potykaj¹c siê w ciemnoœci o sprzêty, wyszed³em z pokoju do sieni mówi¹c przyciszonym g³osem:- Mamo!.gdzie mama?.Uderzy³em rêk¹ o drzwi wychodz¹ce na podwórze, ale drzwi by³y zamkniête.Ju¿ chcia³em wo³aæ, a¿eby kto przyszed³, gdy wtem pad³o na mnie z góry sk¹pe œwiat³o [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.