Index Orson Scot Card Dzieci Umyslu Juliusz Verne Dzieci kapitana Granta Rusch Kristine Kathryn Tancerze jak dzieci Arthur C. Clarke Koniec dzieciństwa Vries Naszym dzieciom o Biblii abc.com.pl 7 2519 (3) ch25 (8) |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .- Jeœli trafisz, pop³ynie krew i zanieczyœci wodê - wyjaœni³ Jarcynt.- Mo¿na tak strzeliæ - Rosz wycelowa³ w brzuch Jarcynta - ¿e trafiony wykrwawi siê do œrodka.Guiscard mi powiedzia³.Jeœli chodzi o pos³ugiwanie siê broni¹, Amalfitariczyk by³ dla dzieci najwy¿szym autorytetem.- Wówczas bêdziesz musia³ zastrzelonego wynieœæ st¹d na rêkach - odpar³ Jarcynt, dziwnie pomys³em ch³opca poruszony - wiêc raczej bym tego nie robi³.- Wcale nie zamierzam! - zapewni³ ch³opiec.Dobiliœmy do wykutej w kamieniu przystani, sk¹d stopnie prowadzi³y prosto w œcianê, do w¹skiego otworu w po³owie jej wysokoœci.Po kilku przedziwnych zygzakach korytarz rozszerzy³ siê w grotê, która, jak siê wydawa³o, mia³a wiele wyjœæ - w ka¿dym razie znajdowa³y siê w niej liczne otwory mog¹ce do tego s³u¿yæ.Zauwa¿y³em je zreszt¹ dopiero w migotliwym blasku pochodni, gdy Jarcynt j¹ zapali³, dotychczas bowiem nawet w cysternie dochodzi³o sk¹dœ rozproszone œwiat³o, tak ¿e nigdy nie mia³em wra¿enia absolutnych ciemnoœci.I ca³e szczêœcie, bo mroku obawia³em siê bardziej ni¿ ciasnoty daj¹cego siê obj¹æ wzrokiem pomieszczenia.Dzieciom podoba³a siê podró¿ przez podziemny œwiat.- Jesteœmy myszami - zaœpiewa³a Jeza.- Jesteœmy myszami, mamy cztery dziury, przed ka¿d¹ dziur¹ siedzi kot, precz ty kocie bury!Kroczyliœmy wœród upiornie b³¹dz¹cych wokó³ nas cieni, wywo³anych chwiejnym œwiat³em smolnej pochodni, szliœmy przez jaskinie i katakumby, obok zwietrza³ych sarkofagów i wyblak³ych œciennych malowide³, mijaliœmy wyryte na ska³ach znaki i liczby, zaklêcia zakochanych, zbiegów i skazañców.I nagle zobaczyliœmy przed sob¹ krête schody; Jarcynt pchn¹³ nad naszymi g³owami klapê.Pod¹¿yliœmy kamienn¹ spiral¹ w górê i wkrótce stanêliœmy w okr¹g³ej sali rozjaœnionej dziennym œwiat³em, chocia¿ nigdzie nie zauwa¿y³em okna.- Witamy w Pawilonie Z³udzeñ - oznajmi³ nadzwyczaj oficjalnie Jarcynt i sk³oni³ siê przed nami, zaledwie wy³oniliœmy siê z otworu w pod³odze.Spodoba³o mi siê tutaj; czegoœ takiego nigdy jeszcze nie widzia³em.Marmurowa posadzka by³a wys³ana dywanami o orientalnych wzorach, gdzieniegdzie znajdowa³o siê podwy¿szenie, s³u¿¹ce chyba do le¿enia; podziwia³em niskie hebanowe stoliki inkrustowane rogiem i mas¹ per³ow¹, tace z wyklepywanej miedzianej blachy, a tak¿e wysmuk³e stojaki do lamp oliwnych, cyzelowane i ozdabiane plecionymi srebrnymi drucikami i artystycznie osadzonymi szlachetnymi kamieniami.By³a tu równie¿ mosiê¿na podgrzewana wanna i kocio³ki z wêglem drzewnym, miski, w których p³ywa³y ró¿e, dzbany z wod¹ do odœwie¿enia siê.Wokó³ sali bieg³a rzeŸbiona boazeria z wbudowanymi œciennymi szafami.Filigranowa kamienna konstrukcja œcian, przez które wpada³o œwiat³o, wywo³ywa³a wra¿enie, ¿e znajdujemy siê jakby w ogrodowej altanie.Jarcynt zapuka³ do drzwi jednej z szaf i wyszed³ z niej.Hamo!Nie widzieliœmy siê od czasu tamtej lawiny w Alpach, to znaczy prawie dwa lata.Hamo mia³ teraz osiemnaœcie lat i by³ m³odym mê¿czyzn¹, co podkreœla³ jego zarost.Po wys³uchaniu spowiedzi Laurencji patrzy³em na niego ca³kiem innymi oczyma: Hamo L'Estrange! Ale i niezale¿nie od tego wyda³ mi siê bardziej obcy ni¿ w czasie naszego pierwszego spotkania w Otranto.Dzieci tak¿e nie przywita³y go radosnym wyciem.- Bez brody by³eœ ³adniejszy - stwierdzi³a Jeza ch³odno, a Rosz doda³:- Klarion te¿ siê nie bêdzie podoba³.To skonsternowa³o Hamona.- Dlaczego nie przysz³a z wami? - zwróci³ siê do mnie, lecz odpowiedzia³a mu Jeza:- Zosta³a mniszk¹.- Nie wierzê! - zawo³a³ Hamo, ja zaœ uzna³em, ¿e nie mogê dopuœciæ do dalszych nieporozumieñ.- W³o¿y³a tylko strój zakonnicy - wyjaœni³em - aby w tym grzesznym porcie unikn¹æ bezecnych propozycji, które by prowokowa³a jej uroda.A tak jest narzeczon¹ Chrystusa pielgrzymuj¹c¹ do œwiêtych miejsc.- Taki pomys³ móg³ przyjœæ do g³owy tylko mojej matce.- Klarion jest ca³kiem do twarzy w tym stroju - zapewni³em go.Nasz¹ rozmowê przerwa³ Jarcynt.- William - wyjaœni³ dzieciom - pójdzie teraz ze mn¹, a wy sobie odpoczniecie.Nie zna³ jednak ma³ych hultajów.Obok niego œwisnê³a strza³a i utkwi³a w boazerii.Jarcynt nie drgn¹³ nawet.Wepchn¹³ mnie szybko w inne tajne drzwi i zanikn¹³ je na moment przed tym, jak sztylet Jezy wbi³ siê w drewno.Okr¹¿aliœmy pawilon, wci¹¿ jako wiêŸniowie jego a¿urowych œcian utworzonych z kamiennych ornamentów w kszta³cie rombów i roœlin; te œciany otacza³y salê niczym ró¿any ¿ywop³ot.My nie mogliœmy zajrzeæ do œrodka, ale podniecone okrzyki dzieci œwiadczy³y, ¿e one przynajmniej przez jakiœ czas widzia³y moj¹ sylwetkê.Korytarz prowadzi³ w górê, potem wraca³ do tego, który w³aœnie przeszliœmy, i schodami opuszcza³ siê w g³¹b.Czasem mia³em uczucie, ¿e droga zmierza z powrotem, niekiedy pojawia³y siê wewnêtrzne œciany pawilonu, niekiedy zewnêtrzne; w ¿aden sposób nie by³bym w stanie znaleŸæ wyjœcia z tego trójwymiarowego kamiennego labiryntu w kszta³cie kuli.- Widzê siê ju¿ w charakterze zag³odzonej myszy - sapn¹³em.Jarcynt uœmiechn¹³ siê z mojej ma³odusznoœci.- A w³aœnie zmierzasz proœciuteñko do kuchni.Otworzy³ drzwi w murze i w dole przez ob³oki pary, która unosi³a siê z kot³Ã³w i rondli, zobaczy³em, sam nie widziany, krz¹taninê kucharzy i kuchcików.- Moje królestwo - powiedzia³ Jarcynt pe³en dumy.- Ale ty nie masz tu wstêpu.Dla ciebie jestem anio³em z mieczem ognistym: ilekroæ przy³apiê ciê w kuchni, obetnê ci jeden palec!Nie wiedzia³em, czy ¿artuje, lecz postanowi³em tego nie sprawdzaæ.Zaprowadzi³ mnie teraz najkrótsz¹ drog¹ do wysokiej sklepionej piwnicy.By³a pobielona wapnem, œwiat³o wpada³o przez otwory w suficie.Nie by³y nawet zakratowane, ale znajdowa³y siê bardzo wysoko.Przy stole za³o¿onym pergaminem siedzia³ mnich i spogl¹da³ na mnie wyczekuj¹co, prawie pokornie.Jarcynt zamkn¹³ drzwi i zaryglowa³ z zewn¹trz.- Jestem Benedykt z Polski - przedstawi³ siê blady mê¿czyzna we franciszkañskim habicie.- Ty by³eœ przecie¿ z Pianem!.- wykrzykn¹³em zdziwiony.- Nie, Williamie, to ty by³eœ! - poprawi³ mnie zdecydowanie.Zna³ mnie, próbowa³em zatem sprostowaæ:- Ja mia³em byæ, ale.- ¯adne "ale".By³eœ z nim u Mongo³Ã³w, a poniewa¿ podczas ca³ej d³ugiej podró¿y dyktowa³ ci swoje wra¿enia, musisz je teraz przepisaæ na czysto!- Co? - spyta³em os³upia³y.- "Historia Mongolorum" s³awnego brata Jana z Pian del Carpine!- Ale ja.- usi³owa³em siê broniæ - nie mam o niczym pojêcia!Benedykt jednak pospieszy³ mi z pomoc¹, okazuj¹c podejrzan¹ ¿yczliwoœæ:- Ja ci wszystko podyktujê! Zanurz tylko pióro w ka³amarzu, Williamie z Roebruku, bo pergamin na pulpicie ju¿ wyg³adzi³em, i zacznij w koñcu spisywaæ relacjê z tej przes³awnej misji.- A jeœli odmówiê? - Zaledwie mi ta myœl przysz³a do g³owy, ju¿ j¹ g³oœno wypowiedzia³em.- Wtedy, jak przypuszczam - odpar³ Benedykt - nie dostaniemy nic do jedzenia.To wyjaœni³o sprawê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||