Index
imiona
elektronika praktyczna 2000 3
Tom Clancy Red Storm Rising
HMS Ulisses
ENTER.1996 2001
Szklarski Alfred 4 Tomek na tropach Yeti
CH04 (8)
17 (105)
Pod redakcją Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (12)
Harry Potter II Komnata Tajemnic
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Tanita westchnęła, położyła się na wznak w trawie i zaczęła fotografować chmuryna czerwonym niebie.Adam stukał w zamyśleniu w klawiaturę laptopa.    Tak wyglądało odejście bohatera.   Po pierwsze: jęły wprowadzać go w błąd instynkty z mozołemwykształcone podczas wielu lat szkolenia, po których to latach orientował się wstronach świata nawet się już nad tym świadomie nie zastanawiając.Tutajtymczasem paluch cienia wskazywał nie wschód czy zachód, lecz Terminator.Sięgnął po kompas, by przyporządkować tej stałej godzinie na słonecznym zegarzestosowne ramię róży wiatrów.Wschód-południowy wschód; rzecz jasna tylko pókinie zrobi kilkunastu stopni dookoła Południa.    Kierował się natomiast prawie dokładnie na północ, czyli mniejwięcej pod kątem stu dziesięciu stopni do swego cienia.Obejrzawszy się przezprawe ramię, winien go zawsze znaleźć odchylony nieco w tył, niczym wywichnięteskrzydło.Szerokość i długość jego rozpostarcia oznajmia odległość od punktuprzysłonecznego globu.    Na początku, oczywiście, musiał kluczyć.Te góry to prawdziwylabirynt, nic dziwnego, że przez cały ten czas jeden KroMaDer spadł Chenom nagłowy.Już po pierwszym kilometrze zmuszony był Javier wyjąć elektronicznymapnik.Drogę do Załokci wpisano doń jeszcze w Dolinie, potem sprawdzili jąChenowie.Czerwona linia wyznaczała na płaskim ekraniku szlak kurierski, jakżartowali małżonkowie: "diamentowy trakt".Co jakiś czas Adam lub Tanitapokonywali go na piechotę, w jedną stronę przenosząc brylanty do zdeponowania wbanku, w drugą zaś taszcząc poczynione w mieście zakupy.Czas marszu oceniali naniecałe dwadzieścia rys, i to przy nawet złej pogodzie i spacerowym tempie; dotego należało wszakże doliczyć czas na sen.Aproxymeo nie zamierzał sięśpieszyć.Muszę się wpierw zaaklimatyzować, mówił sobie.    Szybko docenił dobrodziejstwo przeciwsłonecznych okularów:nieustająca jasność bijąca z jednego i tego samego punktu na karminowymnieboskłonie męczyła oczy, dezorientowała, przyprawiała o ból głowy.Okularynależały do owej serii sklętych przez HasWarT'wiego przed laty w deziluzatory idetektory magii, kilka sztuk mieli w Chacie Chenowie, zwykłych i lustrzanych -to po nie pobiegła była Tanita zdzieliwszy Javiera w kark: chciała przejrzećprzypuszczany omam.Za egzemplarz Aproxymeo na Ziemi po pierwszym rzycie oka niedałby nikt trzech dolców: zwykły czarny plastik.Obnoszenie się w Baśni zplastikowymi utensyliami nie powodowało bynajmniej niebezpieczeństwadekonspiracji: wystarczyło rzec coś o zamorskich rzemieślnikach, sztuczkachkrasnoludów czy czymś podobnym.Stopień wiedzy ogólnej o jego świeciestatystycznego mieszkańca Raavy był nieporównanie niższy od analogicznegostatystycznego Ziemianina, bardzo wiele pozostawało u Raavańczyków w domyśle.Lądy niezbadane, ludy tajemnicze.Wszak pozostawała zakryta przed nimi całapołowa planety - dla Amerykanów z początku XXI wieku był to zupełnie inny trybmyśli.Amerykanin z początku XXI wieku doskonale wie, co jest "możliwe", a co"niemożliwe".W przeciągu pięciuset lat wymazano na Ziemi z map i umysłówludzkich ostatnie białe plamy.A średniowieczni kartografowie zawsze znajdowalimiejsce na węże morskie i feniksy.Kosmos zaś - kosmos nie jest w stanie wziąćna siebie tej roli, on też już został zważony, zmierzony i oceniony: bipipip woknie zimnego wodoru mieści się w "możliwości", zielony kurdupel z antenkami naczerepie już nie.Podczas gdy w Baśni - jak to w baśni - nikt ci nie zakrzyknie:"Niemożliwe!".Nie dlatego, że możliwe jest wszystko, lecz dlatego, iż owowszystko nie zostało jeszcze nawet opowiedziane.Za każdym razem wskazuje siępalcem.Plastikowe okulary Aproxymeo nie przynależą do żadnego zdefiniowanegozbioru.Mógł je nosić.    Szedł i szedł, pochwą z mieczem podpierał się od czasu do czasujak laską, szerokie skrzydła kapelusza wachlowały go na dusznym bezwietrzu.Kamienie chrzęściły pod butami.Wiedział, że grawitacja jest tu niemalidentyczna z ziemską, a jednak czuł się jakoś podstępnie wyzuwany z sił przezten świat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.