Index
Quinnell A J Misja specjalna
Quinnell A J Mahdi
Joanne K Rowling Harry Potter i Zakon Feniksa
www nie com pl 2
fakty i mity 3
13 (318)
abc.com.pl 6
09 (236)
11 (443)
26 eze
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szarlotka.pev.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .Skanduj¹c powoli ka¿de s³owo Simmons rozkazuje: - Ochotnicy wyst¹p!¯aden instruktor musztry, który by z nimi pracowa³ po dziesiêæ godzin dziennie przez ca³y miesi¹c, nie osi¹gn¹³by podobnego rezultatu.Nie osi¹gn¹³by podobnej precyzji i zgrania: dwadzieœcia cztery lewe buty jednoczeœnie wystêpuj¹ jeden krok, dwadzieœcia cztery prawe buty jednoczeœnie do nich do³¹czaj¹, rozlegaj¹ siê w odstêpie pó³ sekundy dwa og³uszaj¹ce trzepniêcia o stalow¹ p³ytê.Dwadzieœcia cztery pary oczu patrz¹ prosto przed siebie.A jeszcze jednej parze grozi zalanie ³zami.Z trudem prze³ykam œlinê, taki jestem wzruszony.Biorê siê w garœæ.Stare byki nie powinny pokazywaæ po sobie, ¿e rozsadza je duma, ulga i gor¹ce uczucia.Z ukosa patrzê na Simmonsa.Zamyœlony kiwa g³ow¹.Stoj¹cy za nim kapitan te¿ krêci g³ow¹ w zdumieniu.Simmons nie potrafi ukryæ wzruszenia: - Jestem pewny, ¿e wasz dowódca jest z was bardzo dumny.Ja te¿ jestem.i wasza ojczyzna.¯yczê wam powodzenia.Mo¿e pan zaczynaæ, pu³kowniku!Spogl¹dam na zegarek i wychodzê przed szereg.- Zosta³o nam trzydzieœci piêæ minut do startu.Jest jeszcze wiele do zrobienia.Nasz plan musi ulec pewnym zmianom.W obecnej sytuacji lec¹ równie¿ rezerwowi.Z wyj¹tkiem Brenda i Kerra.- Dlaczego?Pytanie, zadane tonem agresywnym, zaczepnym, pada z ust Brenda, bia³ego faceta, któremu nawet w wojsku uda³o siê wyhodowaæ w³osy zas³aniaj¹ce mu czo³o i uszy.Usi³ujê z³agodziæ wyjaœnienie:- Wasi instruktorzy potwierdzili umiejêtnoœci pilotowania was wszystkich.Postanowiliœmy, ¿e ci, których oceny wskazuj¹ na.ryzyko wiêksze ni¿ piêædziesi¹t procent, powinni pozostaæ.- Dlaczego?Wzdycham i odrzucam dyplomatyczne wykrêty: - Nie udawaj g³upka, Brand.Ani ty, ani Kerr nie jesteœcie rewelacyjni, jeœli idzie o pilota¿.Wiem, ¿e pracowaliœcie ciê¿ko, nabyliœcie wszystkie potrzebne umiejêtnoœci, ale warunki atmosferyczne wymagaj¹ czegoœ wiêcej ni¿ ta garœæ umiejêtnoœci.Nie lecicie!Brand siê wychyla z szeregu i patrzy na Kerra.Kerr jest m³ody, szczup³y.Blondyn.W zasadzie to twardy ch³op, ale wygl¹da, jakby dopiero co przyjecha³ z farmy.Nawet ma ograniczony zasób s³Ã³w.Teraz tylko potakuje g³ow¹.- Lecimy, pu³kowniku!Wœciekam siê:- Nie lecisz, Brand.I masz, psiakrew, wykonywaæ rozkazy!- Pieprzê rozkazy.Lecimy.Teraz wrzeszczê:- Zostaniesz na pok³adzie tego okrêtu, nawet jeœli bym mia³ ci rozwaliæ ten twój ³eb!Brand wystêpuje jeszcze jeden krok do przodu.- Jazda, pu³kowniku, niech pan wali.Jest pan niez³y, ale wielu ze mn¹ próbowa³o i przegrali.K¹tem oka widzê, ¿e Kerr tak¿e wyst¹pi³.Jestem w rozterce, co teraz robiæ, i patrzê na Simmonsa.Ale on wzrusza ramionami.Rozwi¹zanie problemu nale¿y do mnie.- Dobrze, kretyni.Chcecie pope³niæ samobójstwo, wasza sprawa.- Spogl¹dam na zegarek.- Tracimy czas.Za dziesiêæ minut w sali odpraw. 26PeabodySan Carlo - noc dwudziestaJu¿ siê nawet nie trudzi, ¿eby zbadaæ mi serce.Ju¿ mnie nie muska palcami.Ju¿ nie mówi do mnie uwodzicielskim tonem.Wszystko to siê skoñczy³o, kiedy ustawi³ pokrêt³o na niebieskie pole.Pokona³em go, ale muszê umrzeæ.Teraz pomaga mu stra¿nik.Klêczy przy mojej g³owie.Po ka¿dym szoku, po ka¿dej konwulsji wyci¹ga mi z ust gumowy klocek, przyk³ada ucho do moich ust, krêci przecz¹co g³ow¹, zak³ada z powrotem klocek i wszystko zaczyna siê od pocz¹tku.Tracê i odzyskujê przytomnoœæ.Zapadanie w nicoœæ jest przyjemne, ale i przera¿aj¹ce.Raz, kiedy odzyskujê zmys³y, s³yszê podniecony g³os stra¿nika: - On coœ powiedzia³!Natychmiast pojawia siê nade mn¹ twarz Fombony, spocona i podniecona.- Co dok³adnie powiedzia³? - pyta stra¿nika.- Jorge.Dwa razy wymieni³ to imiê.Przez chwilê twarz Fombony wyra¿a zaskoczenie, które przemienia siê szybko w gniew.Odchodzi mrucz¹c: - Przeklêty Kubañczyk!Pokrêt³o posz³o jeszcze wy¿ej, dalej, na skraj czerwonego pola.Spotêgowana agonia.Fombona ju¿ dwa razy wyci¹ga³ plastikowe pude³ko i pokazywa³ mi strzykawkê.Dwukrotnie ju¿ uda³o mi siê przywo³aæ do mego cia³a Jorge’a.Uœmiecha³em siê wtedy i zamyka³em oczy.A jednak mia³ racjê, ten So³¿enicyn.Nadchodzi czas, ¿e agonia mo¿e dotkn¹æ jedynie cia³a.Umys³ ju¿ jest martwy i nie mo¿na nim manipulowaæ.Moje cia³o podskakuje, dygoce, gdy doznaje kolejnego szoku.Nerwy dr¹ siê jak opêtane.Z krtani dobywa siê ryk, ale jest to tylko rezultat aktywnoœci miêœni krtani i przepony.Ryk nie pochodzi ode mnie.Ja siê broniê i za chwilê tracê przytomnoœæ.Powoli powracam do rzeczywistoœci.S³yszê szepty.Fombona mówi coœ do stra¿nika.Cierpkim, zdumionym g³osem:- IdŸ spaæ.Jestem na pograniczu czerwonego pola.Zostawiê go teraz na pó³ godziny.O pó³nocy znowu zaczniemy.Jeœli do wpó³ do pierwszej nic nie powie, to nie bêdê d³u¿ej czeka³.Dam mu zastrzyk.Mam pó³ godziny do odpoczynku, pó³ godziny rachunku sumienia.Potem œmieræ.Droga do spokoju.Nied³ugo bêdê z tob¹, Jorge! 27SlocumUSS “Nimitz” - pó³nocOdprawa by³a krótka.Zmiany planu minimalne.Wyl¹dujê za zachodni¹ œcian¹ rezydencji.Zabieram ze sob¹ drug¹ maszynê i najlepszego pilota, Portorykañczyka o nazwisku Rodirguez.Za mn¹ bêd¹ lecieli Kerr i Brand.Mam nadziejê, ¿e dolec¹.Jeœli dotr¹ na miejsce, to natychmiast przebiegn¹ do g³Ã³wnego wejœcia budynku biurowego, natomiast Moncada ze swoimi ludŸmi otoczy budynek od ty³u i z boków.Rodriguez pójdzie ze mn¹ do wartowni przy bramie.Gdy ju¿ uwolniê ambasadora, to on zostanie przy nim, a ja do³¹czê do g³Ã³wnej grupy uderzeniowej.Castaneda ze swoimi ludŸmi zajmie budynek mieszkalny, gdzie najprawdopodobniej œpi wiêkszoœæ stra¿ników.Sacasa ze swoimi zabezpieczy rezydencjê i bêdzie rozwi¹zywa³ nieprzewidziane problemy.Szybko powtórzyliœmy procedury radiowe.Nie potrzebowaliœmy traciæ na to wiele czasu, gdy¿ przedtem du¿o æwiczyliœmy.Ja jestem Wampir Jeden, Rodriguez - Wampir Dwa, Brand i Kerr - kolejno Trzy i Cztery.Moncada to Zielony Jeden, jego zastêpca Zielony Dwa i tak dalej.Kolory niebieski, ¿Ã³³ty i czerwony zosta³y przydzielone odpowiednio Castanedzie, Sacasie i Gomezowi.No i ich ludziom.Mo¿e to brzmi wszystko trochê po harcersku, ale w warunkach, w jakich mieliœmy operowaæ, has³a mia³y równie¿ symboliczne znaczenie nagrobkowych napisów.Kiedy skoñczy³em, wsta³ kontradmira³ i powiedzia³:- Odwa¿ni z was ludzie, prawdziwi Amerykanie.Jestem z was dumny.Pamiêtajcie, ¿e macie za sob¹ ten okrêt i inne jednostki grupy bojowej, w ka¿dej chwili gotowe we wszystkim wam pomóc.¯yczê szczêœcia.Jego ¿yczenia by³y z pewnoœci¹ szczere.I naprawdê moralne wsparcie, jakie otrzymaliœmy, by³o wspania³e.Kiedy ludzie siê rozeszli, ¿eby w³o¿yæ kombinezony, ja zosta³em jeszcze przez kilka minut z oficerami i podoficerami pozosta³ych jednostek wsparcia, jednoczeœnie bowiem samoloty A-6E Intruder oraz uzbrojone œmig³owce Apache mia³y “czyœciæ” ca³y teren doko³a ambasady.Inna jednostka wsparcia to œmig³owce ewakuacyjne Sea King.Musia³em te¿ zamieniæ parê stów z oficerem ³¹cznoœci i oficerem odpowiedzialnym za wy³awianie moich ludzi z morza, gdyby mieli pecha i wodowali.No i ostatnia rozmowa z Simmonsem, który koordynuje ca³¹ akcjê.Wreszcie nast¹pi³ koniec gadaniny.Jesteœmy wszyscy po zawietrznej okrêtu, tu¿ pod pomostem wyspowym, który wydaje siê siêgaæ nieba.Ultralight ju¿ stoj¹ na pok³adzie.Przy ka¿dym dwóch marynarzy przytrzymuje skrzyd³a, które ³opoc¹ w wietrze i dygoc¹ w jego porywach.Wydaj¹ siê delikatniejsze od skrzyde³ motyla.Stosujemy tak zwany “kole¿eñski system”.Kolega sprawdza kolegê.Czy ka¿dy ma to, co powinien mieæ.Wielokrotnie to æwiczyliœmy i sprawdzanie idzie sprawnie:- Nó¿?- Jest.- Granaty og³uszaj¹ce.Cztery?- S¹.- Granaty oœlepiaj¹ce.Flary.Cztery?- S¹.- Granaty zaczepne.Cztery?- S¹.- Pistolet maszynowy? Zabezpieczony?- Jest, jest!- T³umik?- Jest.- Szeœæ magazynków?- S¹.- He³m? Przy³¹cza radiowe?- Jest.S¹.- Kajdanki? Na przeguby i na nogi.Po piêæ?- S¹.S¹.- Gumowa ³Ã³dka?- Jest.Jest, s¹, jest, jest.Jestem nie do pary, sam wiêc sobie wszystko sprawdzam; odczuwam samotnoœæ i ciê¿ar dowodzenia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.