Index
Bolesław Prus Lalka
lancuch (2)
lancuch (4)
PawnofProphecy
Nyarlathotep by H P Lovecraft
22 (113)
POLA (4)
FORD ESCORT i ORION2
abc.com.pl 9
Nosiciel
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
    .- Nie przywióz³ pan nas tutaj bez potrzeby - powiedzia³a Maggie.- Tak jest.Ale wszelkie deptanie po piêtach nale¿y do mnie.Wy siê niepokazujcie.Dzisiaj jesteœcie wolne.Jutro te¿, tylko chcê, ¿eby Belindawybra³a siê ze mn¹ wieczorem na spacer.A potem, je¿eli obie bêdzieciegrzeczne, zabiorê was do nieprzyzwoitego nocnego lokalu.= Przyje¿d¿am a¿ z Pary¿a, ¿eby iœæ do nieprzyzwoitego nocnegolokalu? - Belinda znów by³a rozbawiona.- Dlaczego?- Powiem wam, dlaczego.Powiem wam takie rzeczy o nocnych loka-lach, których nie wiecie.Powiem wam, dlaczego tu jesteœmy.W istocie- doda³em wylewnie - powiem wam wszystko.- Przez "wszystko"rozumia³em to, co moim zdaniem powinny by³y wiedzieæ, a nie wszystkoto, co by³o do powiedzenia; ró¿nica jest du¿a.Belinda spojrza³a na mniez nadziej¹, a Maggie ze znu¿onym, czu³ym sceptycyzmem.Ale Maggiemnie zna³a.- Najpierw dajcie mi whisky.- Nie mamy whisky, majorze.- Maggie mia³a niekiedy w sobie coœbardzo purytañskiego.- Nie jesteœ wprowadzona nawet w podstawowe zasady wywiadu.Musisz nauczyæ siê czytaæ w³aœciwe ksi¹¿ki.- Skin¹³em g³ow¹ do Belindy.= Telefon.Zamów.Nawet klasy kierownicze musz¹ od czasu do czasu siêodprê¿yæ.Belinda wsta³a, wyg³adzi³a sw¹ ciemn¹ sukniê i popatrza³a na mniez jak¹œ pe³n¹ zdziwienia niechêci¹.Powiedzia³a z wolna:- Kiedy pan mówi³ o swoim pr¿yjacielu w kostnicy, obserwowa³amdobrze i nic nie by³o po panu widaæ.On tam jest nadal, a pan jestteraz - jak to siê mówi? - beztroski.Odprê¿yæ siê, powiada pan.Jak pan to robi?- Praktyka.I syfon wody sodowej.r,ozdzia³ trzeciBy³ to wieczór muzyki klasycznej przed hotelem "Rembrandt", bo__ katarynki dobywa³o siê takie wykonanie fragmeñtu Pi¹tej Beethovena, ¿e, ;_ry kompozytor pad³by na kolana sk³adaj¹c wieczyste dziêki za swoj¹__prawie ca³kowit¹ g³uchotê.Nawet z odleg³oœci piêædziesiêciu jardów,__ której ostro¿nie przypatrywa³em siê poprzez lekko m¿¹cy deszcz, efektby³ przeraŸliwy; niezwyk³ym œwiadectwem tolerancji mieszkañców Ams-_rdamu, miasta mi³oœników muzyki oraz siedziby s³ynnego na ca³y œwiat' _oncertgebouw, by³ fakt, ¿e nie zwabili starego muzykanta do jakiejœtawerny i pod jego nieobecnoœæ nie zrzucili tej katarynki do najbli¿szegokana³u.Staruch nadal pobrzêkiwa³ puszk¹ na koñcu kija, czysto odrucho-wo; bo tego wieczora nie by³o w pobli¿u nikogo, nawet portiera, któryalbo zosta³ zapêdzony do wnêtrza przez deszcz, albo by³ mi³oœnikiemmuzyki.Skrêci³em w boczn¹ ulicê obok wejœcia do baru.¯adna postaæ nie czai³asiê w s¹siednich bramach ani w samym wejœciu do baru, i nie spodziewa-³em siê ¿adnej napotkaæ.Poszed³em dooko³a na ma³¹ uliczkê i do schod-dków przeciwpo¿arowych, wdrapa³em siê na dach i odnalaz³em po drugiejjego stronie gzyms, który znajdowa³ siê wprost nad moim balkonem.- Wyjrza³em przez krawêdŸ.Nie zobaczy³em nic, ale coœ poczu³em.dym _ papierosowy, alé nie pochodz¹cy z papierosa wyprodukowanegoprzez jedn¹ z szanowniejszych firm tytoniowych, które nie w³¹czaj¹papierosów z marihuany do swoich wyrobów przeznaczonych na rynek.Wychyli³em siê jeszcze bardziej, tak ¿e o ma³o nie straci³em równowagi,i wtedy coœ ujrza³em, niewiele, ale doœæ: dwa szpiczaste ñoski butówitra¿ zataczaj¹cy ³uk roz¿arzony czubek papierosa, najwyraŸniej trzy-manego w opuszczonej rêce.Cofñ¹³em siê ostro¿nie i cicho, wsta³em, wróci³ém do schodków prze-ciwpo¿arowych, zszed³em na szóste piêtro, dosta³em siê do œrodka drzwia-mi prowadz¹cymi ze schodków, zamkn¹³em je na klucz, pods¿ed³em cichodo drzwi pokoju 616 i zacz¹³em nas³uchiwaæ.Nic.Otworzy³em bezg³oœnie29drzwi wytrychem, który ju¿ przedtem wypróbowa³em, i zamkn¹³em jenajszybciej, jak mog³em, bo niewykrywalne przeci¹gi mog¹ zwiaæ dymtak, ¿e to zwróci uwagê czujnego palacza.Tyle ¿e narkomani nie s³yn¹z czujnoœci.Ten nie stanowi³ wyj¹tku.Tak jak mo¿na by³o przewidzieæ, by³ to kelnerz mojego piêtra.Siedzia³ wygodnie w fotelu, opar³szy stopy o prógbalkonu i pali³ papierosa trzymanego w lewej rêce; prawa spoczywa³aluŸno na kolanie dzier¿¹c rewolwer.Normalnie jest bardzo trudno tak podejœæ do kogoœ od ty³u, choæbynajciszej, a¿eby coœ w rodzaju szóstego zmys³u nie ostrzeg³o go, ¿e siêzbli¿amy, ale jest wiele narkotyków, które stêpiaj¹ ten instynkt, a kelnerpali³ w³aœnie taki.Stan¹³em za nim z rewolwerem wycelowanym w jego prawe ucho, a onwci¹¿ nie wiedzia³, ¿e tam jestem.Dotkn¹³em jego prawego ramienia.Okrêci³ siê konwulsyjnym targniêciem cia³a i wrzasn¹³ z bólu, gdy¿ przezten ruch jego prawe oko nadzia³o siê na lufê mojego rewolweru.Poderwa³obie rêce do uszkodzonego oka, a ja odebra³em mu broñ bez oporu.Schowa³em j¹ do kieszeni, chwyci³em go za prawe ramiê i pchn¹³emmocno.Kelner wywin¹³ koz³a do ty³u i zwali³ siê ciê¿ko na plecy i ty³g³owy.Le¿a³ tak z dziesiêæ sekund, ca³kiem og³uszony, po czym dŸwign¹³siê na jedn¹ rêkê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.