Index
Hobbit (3)
Adam Smith An Inquiry Into The Nature And Causes Of The Wealth Of Nations
sapkowski andrzej ziarno prawdy
abc.com.pl 8
pulnoc (2)
Henryk Sienkiewicz Potop
abc.com.pl 6
Lethe
Woods Stuart Strefa zamknieta
K. J. Yeskov Ostatni Wladca Pierscienia (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • telenovel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Najprawdopodobniej tak właśnie załatwił Piotra i Marka.    - Mój mistrz jest z ciebie bardzo niezadowolony -powiedział czarownik, odstępując parę kroków i z uznaniem podziwiającswoje dzieło.- Przeszkadzasz mu w robocie.Na niej zresztą też sięzawiódł.W gruncie rzeczy go rozczarowała, zbyt szybko ci uległa.Nieuważasz, że kobiety są ze swej istoty niewierne? Wiarołomstwo leży w ichnaturze.    Zamknąłem oczy - nie mogłem zrobić nic, jeśli nie zdołamwyprowadzić Patrycji z hipnotycznego transu.Usiłowałem maksymalnie skupićmyśli; potrzebowałem bodźców najsilniejszych, najostrzejszych, któreprzenikną przez opary szatańskich omamień.    Patrycjo, mówiłem w myślach, gdziekolwiek jesteś, wróć domnie - jesteś mi potrzebna.Pragnę cię, jak jeszcze nikogo na świecie.Byłem ślepy i głuchy, ale oto odzyskałem wzrok i słuch.- rozpaczliwieszukałem właściwych słów.i nagle je znalazłem: Połóż mię jak pieczęć natwoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jestmiłość, a zazdrość jest nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia,płomień Pański.Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jejrzeki.Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nimtylko.   - Kocham cię - powiedziałem głośno.Bielecki popatrzył na mniez zaciekawieniem.    - Już za późno, mój drogi, poza tym wolę młodych iładnych.    Nie zwracałem na niego uwagi - sztywna bezwładnośćPatrycji powoli ustępowała: dziewczyna uniosła do góry ręce i przetarłatwarz, jak po długim i ciężkim śnie.Otworzyła szeroko oczy: zobaczyłamnie i błysnął w nich na moment strach, a potem wściekłość.Wracała doformy.    Bielecki też to dostrzegł; otworzył w zdumieniu usta, alejego zaskoczenie trwało krótko.Rzucił się w kierunku dziewczyny iusiłował kopniakiem usunąć wiadro spod jej nóg.Na to czekałem - wypadłemszczupakiem spod ściany i but Bieleckiego, zamiast w wiadro, trafił na mójbrzuch.Owinąłem się wokół jego nóg.    - Kopnij go w jaja - wystękałem, czując, że tracę oddech.Dzięki Bogu dziewczyna była bystra i szybka - ciałem Bieleckiego zarzuciłood uderzenia, złapał się za podbrzusze i runął na podłogę.Na nieszczęściePatrycja na skutek rozmachu zachwiała się, impet odrzucił ją gwałtownie dotyłu i w sekundę potem zleciała z wiadra.    Dobrze, że byłem blisko - błyskawicznie podsunąłem się zeswoimi plecami, na którym zdążyła oprzeć jedną stopę.Obcas wbijał mi sięniemiłosiernie w kręgosłup, ale miałem to w tej chwili za najmilszedoznanie.Powoli wpełzałem pod pętlę, potem zdołałem uklęknąć, tak żedziewczyna znalazła się nawet wyżej niż przedtem, gdy sterczała nawiadrze.    - Powoli rozluźnij pętlę - zakomenderowałem.- Zsuń ją zgłowy i zejdź ze mnie.    Wszystko poszło sprawnie.Patrycja zeskoczyła na podłogę,a ja wreszcie mogłem się wyprostować.Bielecki nadal leżał skurczony naboku, trzymając się za krocze i pojękując.    - Dobra robota - pochwaliłem ją.- A teraz wyjmij mi zlewej kieszeni kredę i dokładnie go obrysuj.Pentagramem, wiesz chyba, jakwygląda.Całe ciało musi znaleźć się w Kręgu.    Wykonała to bez słowa.Potem znalazła kawałek szkła irozcięła mi więzy na rękach - wyjątkowo solidnie zawiązane, oczywiściemarynarskie.    - Co teraz? - spytała.    - Nic, poczekamy - powiedziałem, postawiłem na powrótwiadro i usiadłem na nim, rozcierając obolałe przeguby.Bielecki powolidochodził do siebie - kiedy zobaczył, że jest uwięziony w Kręgu,zaskowytał przeraźliwie.    - Ucisz się, duchu nieczysty - rozkazałem.- Mocą danejmi władzy nakazuję ci, abyś wyszedł z ciała tego człowieka i opuścił tenświat, nie ważąc się nikogo więcej niepokoić.    Twarz Bieleckiego wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu;stawała się przy tym coraz mniej jego twarzą, tak jakby od środkawypełniał ją zupełnie inny, obcy, nieludzki kształt.Skóra rozciągała się,plastyczna i posłuszna niewidzialnej formie jak rozgrzany kauczuk, brodawydłużyła, rysy wyostrzyły i oto widziałem przed sobą plugawe, koźleoblicze Bereshitha Rabby.Demon śmiał się, wystawiając długi, rozdwojonyna końcu jęzor.Nakreśliłem w powietrzu krzyż.Teraz mi nie ujdzie.    - Exorco igitur te per Pentagrammaton, et in nomineTetragrammaton, per Alfa et Omega, ego te exorciso, spiritus immunde,Bereshith Rabba.    W miarę jak wymawiałem kolejne fragmenty formuły,Bereshith wił się wewnątrz Kręgu coraz gwałtowniej, jakby przypiekanyżywym ogniem.Nie ustawałem, egzorcyzmując i kreśląc w powietrzu krzyże,prawie wpadając w trans, nie zważając na jego szaleńcze podrygi.W pewnymmomencie zastygł nieruchomo i roześmiał się szyderczo.Drzwi do piwnicyskrzypnęły i na korytarzu rozległy się czyjeś szybkie kroki.Błyskawicznieoprzytomniałem.Ktoś wszedł mi w paradę w najmniej odpowiednim momencie!    - Idź, zobacz kto to - krzyknąłem do Patrycji, sam zaśzbliżyłem się do Kręgu.Leżące wewnątrz ciało wróciło już do normalności,rysy twarzy odtajały i Bielecki znowu przypominał siebie, jednak starszegoo dziesiątki lat, wychudzonego i zwiotczałego.    - Kto to był? - spytałem powracającą Patrycję.    - Na korytarzu nie ma światła, a ten ktoś bardzo szybkouciekał - powiedziała.- Czy stało się coś złego?    - Być może - nie chciałem jej mówić, że Bereshith Rabbanajprawdopodobniej w ostatniej chwili opuścił Bieleckiego i wcielił się winną osobę, jakiegoś łazika, którego diabli przynieśli w nocy do podziemi.Czart zwiał mi na moment przed wygnaniem go tam, skąd przybył.    Bielecki siedział nieruchomo w Kręgu i trzymał się zagłowę.Jeknął raz i drugi, rozpaczliwie, jak ktoś, kto w jednej sekundzieutracił wszystko.Zapewne tak było - Bereshith Rabba wyjadł go od środka,pozostawiając po sobie nicość, pustą skorupę.Biolog wstał i chwiejnym,sztywnym krokiem podszedł do odwróconego wiadra.Przypominał starego,rozsypującego się manekina.Długo, jakby ze zdumieniem, oglądał pętlę.    - Chodź - powiedziałem do Patrycji.- Idziemy stąd.    - O on? - wskazała z lękiem na Bieleckiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.