Index koncert (2) Greg Bear Wiecznoœć 02 (495) GSPEXP (6) lseek (11) Books Dav Lekcja 1 12 (458) Szatański Wirus Pacynski Tomasz Maskarada |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Pomimo pozornej swobody, z jak¹ Biri odnosi³ siê do niego, Michaelowi rzadko udawa³o siê wci¹gn¹æSidha w jak¹kolwiek rozmowê powa¿niejsz¹ ni¿ zdawkowa wymiana uprzejmoœci czy czasami jakaœ rada,co napawa³o Michaela gorycz¹ bardziej ni¿ ca³kowite milczenie.- Po co w ogóle siê mn¹ zajmujecie? - zapyta³a Spart.- Mog³ybyœcie wyszkoliæ tego Sidha, tak by robi³,co tylko mu ka¿ecie.- Spart przyzna³a mu racjê i potrz¹snê³a z rozpacz¹ g³ow¹.- Faktycznie tracimy czas - przytaknê³a.- Ca³e szczêœcie, ¿e jesteœmy nieœmiertelne i mo¿emy sobiepozwoliæ na trochê ekstrawagancji.Dopiero ostatniej nocy spêdzonej na Równinie, gdy przygotowywali siê do przejœcia przez granicê naZiemie Paktu, Biri otworzy³ siê przed nim trochê bardziej.- Teraz kiedy ju¿ tu skoñczyliœmy, mam dwiemyœli: jedn¹ dobr¹ i jedn¹ z³¹ - zwierzy³ siê Michaelowi.- Co to za myœli? - spyta³ Michael nie staraj¹c siê nawet ukryæ tonu niechêci w g³osie.Nie przej¹³by siêzbytnio, gdyby Biri nie odpowiedzia³, ale Sidh wskaza³ na Równinê i powiedzia³ cicho: - Dobrze jestwracaæ na terytoria Sidhów, ale mniej dobrze jest wype³niaæ tam swoje zadanie.- Co zrobicie z Mieszañcami, których porwaliœcie? - wybuchn¹³ Michael.- Pytam ciebie, bo jesteœw³aœciwie kap³anem.Po raz pierwszy Michael zobaczy³ Biriego wyraŸnie roz³osz-czonego.Zbli¿y³ siê do Michaela i stan¹³nad nim.- Czarodziej nie czci w ten sposób Adonny - odpar³ zimnym i dr¿¹cym z gniewu tonem.- Niektórzy Sidhowie tak robi¹ - powiedzia³ Michael.Spart spogl¹da³a na nich ciekawie, jak gdybyspodziewa³a siê, ¿e dojdzie miêdzy nimi do jakiejœ walki i byæ mo¿e ¿ycz¹c sobie tego.- Ale nie Czarodzieje - Biri spuœci³ z tonu i wycofa³ siê.Zerkn¹³ spode ³ba na Michaela i zaj¹³ siêznowu swoimi przygotowaniami.Michael odetchn¹³ g³êboko.139- Wstrzymaj siê - rzuci³a Spart nie spuszczaj¹c z niego zaciekawionego wzroku.Michael wstrzyma³oddech buntuj¹c siê w duchu przeciwko tej zniewadze.- Nie oddech, umys³.Wstrzymaj go jeszcze raz.- Nie rozumiem - powiedzia³ Michael.- Teraz.Biri sondowa³ ciê, ¿eby sprawdziæ, jakie s¹ twoje zamiary.Nie ma jeszcze w tym wprawy i nieuda³o mu siê.- Stara³ siê czytaæ w moich myœlach?Spart wzruszy³a ramionami i wziê³a Michaela za rêkê.- Mimo wszystko jesteœ cz³owiekiem-dzieckiem- powiedzia³a.Nie udzieli³a ¿adnych bli¿szych wyjaœnieñ.Noc ju¿ zapad³a, kiedy Nare kaza³a im iœæ za sob¹.Michael szed³ przed Spart, która zamyka³a pochód, ipotyka³ siê rzadziej, ni¿by siê tego spodziewa³.- Stajê siê coraz zwinniejszy - powiedzia³ nie zwracaj¹csiê do nikogo w szczególnoœci, uradowany tym ma³ym osi¹gniêciem i przez nastêpne kilka minut musia³staraæ siê podwójnie, ¿eby nie wyjœæ na k³amcê.Coom nios³a kij, który zgodnie z jej ¿yczeniem jarzy³ siê na jednym koñcu.S³aba ¿Ã³³ta poœwiata by³ajedynym Ÿród³em œwiat³a, przy jakim musieli maszerowaæ.Michael nie pyta³, dlaczego nie zaczekali dorana.Niepokoi³ siê trochê, na co mog¹ siê natkn¹æ bez ochraniaj¹cego ich ko³a, ale ten marsz stanowi³chyba czêœæ planu, jak¹œ próbê.Maszerowali najpierw parowem, a potem d³ug¹ pochy³oœci¹.Poza odg³osem ich kroków na równiniepanowa³a cisza.Michael zatraci³ siê w rytmie stawiania jednej stopy przed drug¹ trzymaj¹c siê krêguœwiat³a padaj¹cego z rozjarzonego kija.- Psst - syknê³a Nare.Michael podniós³ g³owê i spojrza³ w kierunku, w którym by³y zwrócone oczyid¹cych przed nim.Na krawêdzi parowu rysowa³a siê na tle gwiazd gigantyczna, odwrócona czaszka ztêp¹ szczêk¹ stercz¹c¹ w niebo.Grupka zatrzyma³a siê i Coom unios³a wy¿ej kij.Obiekt mia³ co najmniej dziesiêæ metrów wysokoœci.Przyjrzawszy siê dok³adniej Michael zauwa¿y³, ¿e to nie czaszka, a ogromna muszla.Mieszkaniec, araczej mieszkañcy muszli - d³ugie, niebieskoczarne œlimakopodobne stwory - wznosili siê nad obrze¿emparowu wy³a¿¹c z „oczu".Po³¹czyli siê tu¿ za dwoma otworami tworz¹c wyd³u¿one cielsko, z któregowykszta³ci³y siê zaraz trzy g³owy.G³owy te podzieli³y siê dalej na trzy szypu³ki, ka¿da z ustami jak140para wyszczerbionych talerzy po³¹czonych zawiasowo w³Ã³knist¹ tkank¹.G³owy i szy pu³ki chwia³y siênad grupk¹ wêdrowców, a talerze otwiera³y siê i zamyka³y z cichym mlaskaniem.Stamt¹d, gdziepowinien byæ nos czaszki, wysuwa³o siê ramiê o trójk¹tnym przekroju, z mackami na koñcu, z którychka¿da koñczy³a siê cielist¹ bulw¹ jarz¹c¹ siê w ciemnoœciach.Stwór, czy te¿ stwory, macha³ tymramieniem jak nocny stró¿ latarni¹.Michael sta³ tu jeszcze tylko dlatego, ¿e pozostali te¿ stali.Instynkt kaza³ mu albo uciekaæ, albo umrzeæna atak serca.S³ysza³ w swych p³ucach rzê¿enie, jakby ktoœ tar³ pilnikiem stal.Têtno dudni³o mu tak, ¿eha³as móg³ obluzowaæ ska³y i spowodowaæ lawinê.I rzeczywiœcie, kilka kamyków str¹conych przez pe³-zn¹cego stwora stoczy³o siê z turkotem po zboczu do parowu, a ten odwróci³ swoje g³owy i popatrzy³ zanimi.Na twarzy Biriego malowa³o siê przera¿enie pomieszane z napiêt¹ czujnoœci¹ i fascynacj¹.Potwór albo ich nie widzia³, albo zignorowa³ przepe³zaj¹c obok z okrutn¹ powolnoœci¹.Znowu rozleg³siê turkot osuwaj¹cych siê kamieni; g³owy ponownie siê odwróci³y, a potem stwór odci¹gn¹³ sw¹ muszlêod parowu z ha³asem przypominaj¹cym szorowanie ogromnymi paznokciami po akrach papieruœciernego.Michael usiad³ nie mog¹c opanowaæ dr¿enia.Biri obejrza³ siê na niego i wykona³ ruch, jakbychcia³ otrzeæ czo³o z potu, gest, którym zjedna³ sobie ogromnie Michaela.Spart szturchnê³a Michaela pod¿ebra ponaglaj¹c go do dalszej drogi.Zaledwie kilka minut póŸniej przekroczyli granicê i znaleŸli siê na trawiastej prerii Ziem Paktu,niedaleko rzeki.Wczesnym rankiem grupka dotar³a do pagórka.Michael wszed³ do swego sza³asu i nogisiê pod nim ugiê³y.Dygota³ jak liœæ na wietrze.Dopiero kiedy dr¿enie wytrzês³o z jego cia³a ostatnie pozosta³oœci emocji iwspomnieñ, u³o¿y³ siê na boku i zasn¹³.Biri sta³ przed sza³asem twarz¹ do dopiero co wzesz³ego s³oñca, unosz¹c wysoko sw¹ ró¿d¿kê.Potemusiad³ na wybranym przez siebie miejscu i g³owa opad³a mu na piersi.On równie¿ zasn¹³.Rozdzia³ szesnastyMichael usiad³ i przetar³ oczy; raczej wyczu³, ni¿ us³ysza³ obecnoœæ Biriego przed jego sza³asem.- Tak? Oco chodzi?- W nocy dostarczono mi drewno - powiedzia³ Biri.- Zbudowa³em sobie domostwo [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||