Index Nadchodzi sztorm słoneczny (2) Nadchodzi sztorm słoneczny Słoneczna loteria 060 30 (7) Przetacznik Gierowska Maria, Włodarski Ziemowit Psychologi (3) elektronika praktyczna 2003 spis tresci abc.com.pl 7 PLIKI (20) abc.com.pl 9 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Gene Wolfe Słoneczny Labirynt Labirynty mogą być starsze niżludzkość.Z pewnością konstruowali je jaskiniowcy, układając kamienie wielkościfutbolówki, a być może również v inny, teraz już dla nas zagubiony sposób.Osadyneolitycznej Europy były strzeżone przez splątane, suche rowy.Tezeusz korzystałze wskazówki - kłębka nici - w swej drodze przez nieprzebyty pałac Minosa,stając się w ten sposób pierwszym w nieskończonej, jak należy się obawiać, seriifikcyjnych detektywów.Piękna Rozamunda zostawiła igłę, wetkniętą w haftowanąprzez siebie tkaninę, lecz zapomniała wyjąć z kieszeni włóczkę, dostarczając wten sposób rycerzom królowej Eleonory klucz do rozwiązania zagadki LabiryntuHampton Court. W ostatnich czasach zbudowano niewiele labiryntów, a te,które powstały, stworzono tandetnie i bez wyobraźni.Samoloty i helikopterypozwalają licznym cwaniakom na fotografowanie nowych labiryntów z powietrza, azdjęcia umożliwiają fotelowym poszukiwaczom przygód pokonywanie ich za pomocąołówka.Przeminęły, zdałoby się bezpowrotnie, dni potworów, dziewic i wielkichzadziwień. A jednak niezupełnie.Słyszałem, że pewien zamożny obywatelnie tylko zaprojektował i wybudował labirynt, ale wynalazł zupełnie nowy jegorodzaj, być może pierwszy od końca Ery Mitów.Pragnąc ochronić spokój tegonowego Dedala, będę go nazywał po prostu: "pan Smith".Powietrznym fotografom wich czarterowanych Cessnach powiem tylko - i mam nadzieję, że ich to zdenerwuje- że jego labirynt znajduje się w Adirondacks. Na wypielęgnowanym trawniku stoi - w większej części dobrzeukryta przed niepożądanym wzrokiem - kolekcja czarujących, nawet jeśli trochęzwariowanych, obiektów.Są tam przeróżne obeliski; są latarnie uliczne zWiednia, Paryża, Londynu i Nowego Jorku; jest duża, stojąca skrzynka pocztowa,także z Londynu; są fontanny, w których strumienie wody pluszczą świtem przezchwilę, żeby potem opaść; jest stara łódź żaglowa, osiadła teraz na trawiastejmieliźnie, jednak o masztach ciągle nietkniętych; jest pień martwego drzewa,obrośnięty dzikimi różami i jest wiele innych rzeczy.Rzucane przez te rzeczycienie tworzą ściany wymyślnego, skomplikowanego labiryntu. Jest to, oczywiście, labirynt, który zmienia się z godzinyna godzinę, a właściwie z minuty na minutę.Może on być, co już nie jest takoczywiste, rozwiązany tylko w pewnych porach dnia - na pewno nie w południe, gdycienie są najkrótsze.Jest to również labirynt, z którego każdy i w dowolnejchwili może uciec. Jednak mówi się, że większość z tych, którzy go badająwiększość dorosłych w każdym razie - nie ucieka.Rankiem, gdy cienie wzgórzciągle kładą się na trawnik, pan Smith prowadzi wybranego gościa do miejsca,które będzie środkiem labiryntu.Trawa jest jeszcze świeża od porannej rosy inic, poza śpiewem ptaków nie zakłóca ciszy.Przez pięć minut, może trochę dłużejdwaj mężczyźni.(lub; jak przecież może się zdarzyć, kobieta i mężczyzna) stojąi czekają.Może wypalają papierosa.Czerwony dysk słońca pojawia się ponadspowitymi mgłą wierzchołkami drzew, fontanny strzelają kryształowymi kolumnami,ptaki milkną i nagle zaczynają istnieć malowane cieniem korytarze, szkicwykonany wyblakłym, czarnym atramentem Boga. Pan Smith zaczyna kroczyć po swym labiryncie, ale zachęcagościa, żeby próbował szukać własnej drogi.Gość podejmuje próbę, rozbawiony zpoczątku, potem już poważniejszy.Cienie przesuwają się niezauważalnie.Pojawiają się nowe korytarze, istniejące dotychczas zamykają się, czasem zzaskakującą szybkością.Wkrótce ścieżka, którą idzie pan Smith łączy się ześcieżką gościa (pan Smith dobrze zna swój labirynt) i dalej już podążają razem,gość jako prowadzący.Pan Smith opowiada o stojącym w pobliżu posągu Diany,który jest kopią znajdującego się w Luwrze; mówi, że wizerunek Tezcatlioca;tolteckiego Boga Słońca, jest autentykiem i że był wykopany w Teotihuacan.Podczas gdy mówi, cienie przesuwają się po lekkich nierównościach trawnika iwygląda to niemal tak, jakby wyginały się niczym pierzasty Quetzalcoatl.PanSmith oddala się, jednak przez pewien czas jego ścieżka biegnie prawierównolegle do tej, którą idzie gość. - Widzi pan to niiejsce? - mówi gość.- Za minutę czydwie, gdy ten cień się skróci, będę mógł tamtędy przejść.Pan Smith kiwa głową iuśmiecha się. Gość czeka, pewnym teraz wzrokiem omiatając cudowny wzór zciemnej zieleni, rzucony na zieleń jasną.Wskazany przezeń cień - być możekorynckiej kolumny - rzeczywiście kurczy się, jednak w tym samym czasie inny,przetaczając się wraz ze słońcem, przegradza wybraną ścieżkę.Większośćdorosłych gości nie ucieka, aż zostanie uratowana przez przypadkową chmurę.Niektórzy w ogóle odmawiają skorzystania z takiej okazji. Pan Smith często zaprasza do zwiedzenia swego labiryntugrupy dzieci.Ich wizyty są tak wyliczone w czasie, żeby grupa mogła byćzaprowadzona do samego środka.Tam pan Smith wskazuje na fragmencie skruszałegomuru, który przynajmniej wygląda na bardzo starożytny, płaskorzeźbę Minotaura,potwora, jak wyjaśnia, nawiedzającego te cienie.Przerywa mu dobiegający zdaleka - ale nie z kierunku domu - głęboki ryk byka.(Być może jakiś zabłąkanygość mógłby odnaleźć parę głośników, ukrytą w kępie pewnych drzew, a może nie).Pan Smith twierdzi, że potrafi od razu określić, którym z dzieci jego labiryntbędzie się podobał.Są to częściej chłopcy niż dziewczęta, twierdzi, ale niedużo częściej.Dzieci powinny być dość małe, ale bez przesady.Pomagają okulary.Pokazuje fotografię swej ostatniej Ariadny, ciemnowłosej, dziewięcioletniejdziewczynki. Mimo swej wiedzy, pan Smith postępuje ze wszystkimi dziećmijednakowo, każdemu dając takie same instrukcje, zachęcając je w ten sam sposób.Niektóre od razu odrzucają zabawę w jego labirynt, odchodząc, żeby obejrzećpochylony, drewniany krzyż czy barwioną na błękit wodę w wieżowym barometrzeTorricellego, lub też żeby próbować (zawsze nieudanie) wyciągnąć z kamieniamiecz Artura.Inne dzieci wytrzymują dłużej, wydeptując przez godzinę czy dwieścieżki pomiędzy cieniami. Zawsze jednak, gdy cień wielkiego gnomona pełznie w stronęosadzonego w trawniku piaskowca XII, zbyt dojrzali i zbyt młodzi,niewystarczająco poważni i zbyt poważni odchodzą, pozostawiając tylko panaSmitha i jedno, jedyne dziecko - ciągle bawiących się w słonecznych promieniach.przekład : Darosław J.Toruń powrót [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||