Index rozdzial 08 (15) rozdzial 07 (15) Rozdział9 (15) 143 15 (2) 15 (443) 018 15 (5) 712 15 (7) 035 15 15 (226) 15 (109) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Znużony podszedł do linii drzew.Coś poruszyło się wśród gałęzi, lecz znikło, kiedy się zbliżył.Żadna z roślinwokół grubego pnia drzewa nie wyglądała na trującą, wśliznął się więc za ówpień.Nie widział wokół nic śmiercionośnego i to go zadziwiło.Wsparłszy się ochropowatą korę dał ciału nieco wytchnienia. Cośmiękkiego i dławiącego spadło mu na głowę, ujęło w stalowy uchwyt.Im mocniejsię opierał, tym silniej go ściskało, aż krew łomotała w uszach i w płucachzabrakło tchu. Dopiero gdy zwisł bezwładnie, naciskzelżał.Początkowe przerażenie nieco ustąpiło, gdy Jason zdał sobie sprawę, żeto nie zwierzę go zaatakowało.Nie wiedział nic o karczownikach, ale byliludźmi, więc wciąż miał szansę. Ręce i nogi zostałyzwiązane, pistolet z automatyczną pochwą zerwany z przedramienia.Bez bronipoczuł się dziwnie nagi.Potężne ręce chwyciły go znowu, poderwały w górę icisnęły twarzą w dół na coś miękkiego i ciepłego.Odczuł nowy przypływ lęku,było to bowiem jakieś wielkie zwierzę, a wszystkie zwierzęta na Pyrrusieoznaczały śmiertelne niebezpieczeństwo. Gdy zwierzęruszyło z miejsca, dźwigając go na swoim grzbiecie, strach zastąpiło uczucierosnącego uniesienia.Karczownicy zdołali wypracować coś w rodzaju rozejmu zprzynajmniej jedną formą życia zwierzęcego.Musi się dowiedzieć, jak do tegodoszło.Jeśli zdoła posiąść sekret - i wrócić do miasta - wszystkie trudy iwysiłki zostaną nagrodzone.Nawet śmierć Welfa zostanie nagrodzona, jeśli taodwieczna wojna stanie się mniej zażarta albo się skończy. Początkowo mocno związane ręce i nogi bardzo gobolały, ale niebawem utracił w nich czucie, gdy krew przestała dochodzić.Trzęsąca jazda zdawała się nie mieć kresu - nie wiedział, jak długo trwała.Zmoczył go deszcz, potem ubranie parowało na nim w promieniach słońca. Wreszcie jazda się skończyła.Ściągnięto go z grzbietuzwierzęcia na ziemię.Ręce opadły bezwładnie, gdy ktoś rozsupłał więzy.Powracające krążenie krwi wywołało przenikliwy ból, kiedy tak leżał starając sięporuszyć.Gdy dłonie zaczęły być posłuszne jego woli, uniósł je do twarzy iściągnął z głowy wór z grubego futra.Światło go oślepiło, kiedy ostrożnie,miarowo wciągał w płuca świeże powietrze. Rozejrzałsię mrugając powiekami w rażącym blasku.Leżał na podłodze z nie heblowanychdesek, a zachodzące słońce świeciło prosto w oczy przez pozbawione drzwi wejściedo budynku.Widział przed domem zaorane pole, ciągnące się wzdłuż krzywiznywzgórza aż po skraj dżungli.W chacie panował mrok i dlatego nie można byłodobrze zobaczyć wnętrza. Coś przesłoniło światło uwejścia, jakaś wysoka zwierzęca postać.Przyjrzawszy się bliżej.Jasonstwierdził, że to mężczyzna z długimi włosami i gęstą brodą.Ubrany był w skóry,nawet nogi miał osłonięte futrzanymi sztylpami.Wzrok miał utkwiony w swoimjeńcu i głaskał pieszczotliwie siekierę za pasem. -Kim jesteś? Czego chcesz? - zapytał nagle brodacz. Jason wolno dobierał słów, zastanawiając się, czy iten dzikus jest w gorącej wodzie kąpany, podobnie jak mieszkańcy miasta.-Nazywam się Jason.Przybywam w pokoju.Chcę być waszym przyjacielem. - Kłamstwo! - warknął brodacz i wyciągnął siekierę zzapasa.- Podstępne sztuczki śmieciarzy.Widziałem, jak się chowałeś.Chciałeśmnie zabić.Teraz ja ciebie zabiję.- Spróbował ostrza zrogowaciałym kciukiem iuniósł siekierę. - Czekaj! - krzyknął Jason zrozpaczą.- Nie rozumiesz.Siekiera opadła. - Jestemspoza planety i. Wzdrygnął się cały, gdy siekierazaryła się w drzewo tuż koło jego głowy.Brodacz w ostatniej chwili zmieniłkierunek ciosu.Chwycił Jasona za klapy i przyciągnął do siebie, aż twarze ichniemal się zetknęły. - Czy to prawda? - wrzasnął.-Jesteś spoza planety? Dłoń rozwarła się i Jason runął z powrotem na deski,nim zdążył odpowiedzieć.Dzikus przeskoczył przez niego i skierował się w ciemnykąt chaty. - Rhes musi się o tym zaraz dowiedzieć -rzekł gmerając przy czymś w ścianie.Zabłysło światełko. Jason wytrzeszczył oczy w zdumieniu.Włochaty, odzianyw skóry dzikus wprawiał w ruch komunikator.Stwardniałe palce z czarnymiobwódkami pod paznokciami zręcznie podłączyły linię, wykręciły numer.następny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||