Index
Pod redakcjš Charlesa E. Skinnera Psychologia wychowawcza (14)
Kurcz Ida Pamięć, uczenie się, język (14)
Frankl Viktor E. Psychoterapia dla każdego (14)
rok 2027 14 16 (3)
Kępiński Antoni
Cialdini Raobert Wywieranie wpływu na ludzi Teoria i pra (2)
Silm6
Niezwyciezony
Zimmer Bradley Marion Mgly Avalonu
Henryk Sienkiewicz Bez dogmatu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp26.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Nic płakanie nie pomoże:Stoją konie, stoją wrone,Już założone! A dziewczęta odpowiedziały: Jeszcze nie będę siadała,Jeszczem stołom, ławom nie dziękowała.Dziękuję wam, stoły, ławy,Żeście były zawsze białe.Teraz nie będziecie! Dziękuje wam, rodzone progi,Że chodziły po was moje nogi,Teraz nie będą! Julek trzecią skrzynię w wielkie kwiaty pomalowaną wspólnie z braćmi z domu wynosił i na wóz windował.Na drodze u wyciągniętych szeregiem bryczek i wozów podniosła się wrzawa pożegnań, pocałunków, zaprosin, przywoływań, nawet sprzeczek.Nie tak to łatwo było wszystkich w porę i w należytym porządku usadowić.Muzykanci kłopotu nie sprawiali, pierwsi umieścili się na przodującym wozie i smyczki wysoko wznieśli, aby je w czas, a ostro, na struny móc spuścić.Ale pan młody gdzieś się w ostatniej chwili zawieruszył, więc siedząca już na bryczce Elżusia wniebogłosy wołała: “Franuś! Franuś!”, a gdy nadbiegł, mocno strofować go zaczęła.Potem Giecołdowa, kwaśna i zmarszczona, bo papierosów jej zabrakło, nie chciała siadać na bryczkę Starzyńskiej, z którą jechać była powinna, i upierając się przy jechaniu swymi końmi i ze swoim mężem, głośno i szydersko dowodziła, że wszystkie te porządki i ordynki są przesądami nigdzie już z wyjątkiem prostych i ciemnych ludzi nie zachowywanymi.A gdy na koniec pierwszy drużbant mocą ukłonów i otworzeniem na oścież zasobnej papierośnicy dumną swanię ułagodził i do zajęcia przypadającego jej miejsca nakłonić zdołał, nowe przeciwności zaszły w gronie odprowadzających państwa młodych drużek i drużbantów.Ta z tym, a ten z tą jechać żądał; tu było za ciasno, tam niewygodnie.Kazimierz Jaśmont na chwilę cierpliwość stracił, ręką machnął, zrozpaczonym wzrokiem po szlaku drogi powiódł i nagle nieopisana błogość na twarz mu spadła.Z głębi okolicy ścieżkami wśród płotków wijącymi się szła, na drogę weszła i ku gromadzie dokoła bryczek stojącej skierowała się - Domuntówna.Nikt jej nie spostrzegł oprócz Jaśmonta, który też asystę, ordynek i wszystko, co żyło, opuszczając na jej spotkanie pośpieszył.Ona szła prędko, więc spotkali się w tym miejscu, gdzie stała jego majowa bryczka, z czarnym, pięknym, zgrabną nóżką o ziemię bijącym konikiem.W bogatej aktorce nowa zmiana zaszła.Miała na sobie czarną suknię, bardzo prostą, której gładka spódnica i obcisły stanik szczuplejszą nieco czyniły jej zbyt silną i rozrosłą kibić.Na ogorzałej szyi - zapewne w znak zasmucenia - wiła się i na pierś opadała żałobna wstążeczka.Gładko spleciona kosa niby wiankiem brunatnej pszenicy wznosiła się nad twarzą mniej rumianą jak zwykle, a szafirowe oczy spod sobolowych brwi i zarumienionych trochę powiek rozglądały się dokoła, strapione i roztargnione.Tak stanęła przed Jaśmontem, który granatową czapeczkę z kędzierzawej czupryny zerwawszy niskim ukłonem i czułym wejrzeniem ją witał.- Czy mnie próżna nadzieja zwodzi - zaczął - czy też pani w jedną drogę z nami puścić się zamyśla?Czerwone ręce na czarną suknię opuszczając grzecznie dygnęła.- Za zaprosiny dziękuję - odrzekła - ale mnie teraz na zabawy nie w czas.Żyto na nasienie jeszcze nie wymłócone i dziadunia pilnować muszę, bo niedomaga.I znowu roztargnionym wzrokiem pomiędzy ludźmi wodziła kogoś upatrując.Była dziwnie grzeczną, łagodną, cichą, nawet mówiła półgłosem.Jaśmont na bryczkę swoją ukazywał:- Gdyby pani mojej kałamaszce ten honor zrobiła i spólnie ze mną nią pojechała, może by spacer na zdrowie posłużył.Dobrze niesie.jak na sprężynach!.- Dziękuję.Dziadunia pilnować muszę.Widocznie zmartwiony, pomyślał chwilę.- A jeżeli ja odważę się kiedy tam przyjechać, gdzie od tego czasu wszystkie myśli moje mieszkać będą, czy mogę spodziewać się, że niezbyt niemile ujrzanym zostanę?Dygnęła znowu.- Owszem.Dziadunio bardzo lubi, kiedy do niego goście przyjeżdżają.- Ale pani czy przez to ambarasu nie uczynię?- O ambaras bynajmniej! Owszem.Ja zarówno w grzecznej kompanii gustuję.Już rozpływać się miał w podziękowaniach za to pozwolenie bywania u niej, gdy w orszaku wzniosło się mnóstwo wzywających go głosów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aceton.keep.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Kawa była słaba i bez smaku. Nie miała treści, a jedynie formę. Design by SZABLONY.maniak.pl.